Jerzy Matlak: kadra to nie miejsce na odkrycia
Mało kto tak zna polską kobiecą ligę. Dwa dni finału Pucharu Polski w Olsztynie o samych zawodniczkach niewiele nowego mu powiedziały. O tym jak będzie wyglądać kadra już wie. Przynajmniej plan ma obmyślany. Planu na play offy w PlusLidze Kobiet nie ma. Ale jak te będą przebiegać, też wie.
PlusLiga Kobiet: Poza wpadką w ostatnim meczu fazy zasadniczej - z Gedanią Żukowo, Bielsko cały czas było niepokonane w lidze. Teraz potwierdziło formę zdobywając Puchar. Tak będzie już do końca sezonu – totalna dominacja BKS-u?
Jarzy Matlak: Nie, nie będzie to tak wyglądać. Muszyna będzie miała czas, żeby się odbudować. Wtedy, żeby pokonać ją w mistrzostwach Polski będzie dużo trudniej niż dzisiaj. My też nie powiedzieliśmy jeszcze ostatniego słowa. Ale od początku rozgrywek przez kibiców i wielu znawców siatkówki w Polsce są tylko dwie drużyny wymawiane jednym tchem, jeśli chodzi o faworytów. Jednak to nie świadczy o tym, że kto inny do nich nie dołączy. Szansę są. Nie to że niewielkie, ale będzie ciężko tę dwójkę przedzielić. Ale sport zna różne rozwiązania. Cieszyłbym się, gdyby to było bardzo długie i bardzo emocjonujące widowisko. Nie tak jak dziś.
- Ale wtedy będzie miej czasu na przygotowanie zawodniczek do gry w reprezentacji. A przynajmniej na ich odpoczynek. Muszyna już dziś narzekała na brak świeżości.
- Bez względu na to, ile to będą trwały play offy terminy są określone. W najgorszym wypadku rozgrywki kończą się 30-go kwietnia. Dziewczyny z Muszyny może i narzekają, bo grały do tej pory trzy razy w tygodniu. Ale ten czas się skończył. Liga Mistrzyń i Puchar Polski skończyły się dla wszystkich. Od tego czasu – ostatnie 6 tygodni, będą grały w cyklu jednego-dwóch meczów w tygodniu – to już będzie łatwiej znieść. Potem będą miały dość czasu – ok. 2 tygodnie, żeby odpocząć. Wtedy zaczną obóz. Pierwszy będzie rehabilitacyjno – szkoleniowy. Te, które będą chciały, na pewno zdążą odpocząć i przygotować do następnych wyzwań. Oby takich zawodniczek było jak najwięcej.
- Pański zespół wrócił już do Piły. Pan jednak został, żeby zobaczyć finał. Chciał pan poobserwować rywalki pod kątem play offów i ligi, czy bardziej jako szkoleniowiec reprezentacji?
- Nie można tego oddzielić. Oglądając mecze nie zastanawiam się w jakim miejscu jestem jako trener klubowy, a gdzie jako reprezentacyjny. Patrzę na zawodniczki jednakowo. Znam je tyle lat, że nie potrzeba mi dodatkowych wiadomości, żeby określić pułap ich możliwości. Problem w tym, czy te zawodniczki o których ja myślę, będą myślały tak samo jak ja i będą chciały grać w reprezentacji. I to jest najważniejsze, a nie, żebym miał tak wiele kandydatek, które są niewiadomymi, żebym je musiał cały czas selekcjonować. Liczy się to, kto odpowie pozytywnie na powołania i będzie chciał autentycznie w tej reprezentacji grać. To jest problem numer jeden, numer dwa i numer trzy.
- Czyli poszczególne zdobyte trofea przez jeden czy drugi zespół nie będą miały znaczenia?
- Nie sądzę, żeby z tego powodu były jakieś wielkie zmiany. Może w jakiś detalach dwóch trzech kandydatek. Ktoś będzie bardzo zawodził albo ktoś mocno będzie mógł mnie przekonać. Ale ogólnie nie ma za bardzo możliwości, żeby coś się bardzo zmieniało.
- To pan odkrył Dorotę Świeniewicz i wciągnął ją w świat profesjonalnej siatkówki. Kogo teraz upoluje trenerskie oko?
- Jest już parę takich nazwisk, ale nie będą ich musiał odkrywać. Kadra Polski to nie jest miejsce na odkrycia. Tam się wprowadza zawodniczki już w jakimś sensie sprawdzone i daje im się szansę na stawianie kolejnych kroków w karierze zawodowej. Nie będą szarlatanem – coś nagle odkryję, kiedy nikt inny tego nie widzi. To widzą wszyscy i jest już kilka takich młodych nazwisk. Myślę, że już w najbliższym czasie będą mogły pomagać reprezentacji. Jednak gra w siatkówkę należy do tych zawodniczek, które mają już jakieś doświadczenie, zbierane przez wiele wiele lat. To nie jest taka prosta sprawa, żeby tę kadrę tak zupełnie odmienić. Musi być podobna do tej w tamtym roku, uzupełniona paroma nowymi zawodniczkami, paroma powrotami tych, które w poprzednich latach nie grały z jakiś względów, a wcześniej grały już w siatkówkę na wysokim poziomie. Taki mezalians będzie najlepszym rozwiązaniem.
- Czy poza Klaudią Kaczorowską i Agnieszką Bednarek zobaczył Pan inne kandydatki do kadry?
- Kaczorowska jest zawodniczką, która gra u mnie w Pile i sama doskonale wie, że dużo się jeszcze musi uczyć, żeby spełnić wymagania jakie stawiane będą w kadrze. Bednarek ma troszeczkę bliżej, bo już grała w igrzyskach olimpijskich. Poza tym jest dużo zawodniczek, która zaczną podobną drogę, jak one. To na pewno Maja Tokarska i Zuzanna Efimienko. Pewnie jeszcze parę innych się znajdzie, ale na pierwszy rzut, to te dwie już dziś mogą grać z reprezentacji z dobrym skutkiem. Powoli następne kandydatki będą się ujawniały.