Jana Matiasovska: słyszałam wiele dobrego o tym klubie
- Chcę być zawodniczką, na której będzie można polegać w każdej sytuacji i każdym meczu, nawet tym najtrudniejszym - mówi Jana Matiasovska, która od przyszłego sezonu zagra w barwach sopockiego klubu.
- Jesteś Słowaczką, ale nie miałaś nigdy wcześniej styczności z ligą polską.
Jana Matiasovska: Tak, faktycznie gdyby się nad tym zastanowić to trochę dziwne, że mają w zasadzie „obok” ligę na takim wysokim poziomie, mnie wywiało gdzieś w świat. Za to przeciwko polskim drużynom grałam w swojej karierze dwukrotnie – raz jako zawodniczka Urałoczki Jekaterynburg przeciwko BKS Aluprofowi Bielsko-Biała, a drugi przeciwko Muszyniance jako zawodniczka Azeryolu Baku. Podczas obu tych meczów byłam naprawdę pod wrażeniem technicznego poziomu zespołów, a także atmosfery, jaką tworzą kibice w halach.
- Właśnie to ciebie przekonało, aby w nowym sezonie zamienić Baku na Sopot?
- Słyszałam wiele dobrych rzeczy o tym klubie, o jego profesjonalizmie i poziomie sportowym w minionych sezonach. Dlatego bardzo się ucieszyłam, kiedy mój agent powiedział mi, że ATOM, a szczególnie sam trener Micelli są mną zainteresowani. To młody klub na arenie europejskiej, ale ma już na swoim koncie sporo sukcesów i ja ze swojej strony chcę pomóc drużynie, aby do klubowej historii dołożyć kolejne trofea.
- A twoje ambicje jako zawodniczki? Z jakim nastawieniem przychodzisz do zespołu?
- Chcę być zawodniczką, na której będzie można polegać w każdej sytuacji i każdym meczu, nawet tym najtrudniejszym. Jak wspomniałam przed chwilą, trener zaufał mi dając szansę gry w ATOMie i teraz chcę mu pokazać, że miał rację i spłacić ten kredyt zaufania. Sukcesy sportowe też są dla mnie bardzo ważnym elementem. Wiem, że są tu fantastyczni kibice i mam nadzieję, że będą oni z nami zawsze w trakcie sezonu, a my jednocześnie damy im ten powód, aby przychodzili i nas wspierali.
- Przyjazd do Polski to trochę powrót w rodzinne strony. Cieszysz się, że będziesz bliżej swojego domu, Słowacji?
- Tak, cieszę się bardzo, że tu wracam. Mam nadzieję, ze teraz w trakcie sezonu moja rodzina będzie mogła do mnie przyjeżdżać i kibicować podczas naszych meczów. To zawsze miłe, kiedy gra się w rodzinnych stronach, a Słowacja jest bardzo podobna do Polski, dlatego na pewno będę się tu czuła jak w domu.
- Ale przybędziesz nad morze dość późno – tak jak Charlotte Leys wystąpisz bowiem na tegorocznych Mistrzostwach Świata we Włoszech.
Tak, to dość zwariowany czas. Teraz gramy z dziewczynami z reprezentacji Azerbejdżanu w Lidze Europejskiej do połowy lipca. Wtedy znajdę czas na krótkie wakacje. Muszę się także dogadać z trenerem Micellim co do mojego przyjazdu do Sopotu, bo na pewno nie rozpocznę przygotowań z większością zespołu. W tym samym czasie będziemy bowiem szlifować formę do wspomnianych MŚ, które rozegramy w końcówce września.
- Właśnie, jesteś Słowaczką, ale nie grasz dla Słowacji. Jak to się stało, że na arenie międzynarodowej reprezentujesz właśnie Azerbejdżan?
- Po moim pierwszym sezonie spędzonym w Baku dostałam propozycję od AVF, aby reprezentować ich kraj w rozgrywkach reprezentacyjnych i przyjęłam tę ofertę. Mimo że naprawdę kocham Słowację, gra dla Azerbejdżanu pomaga mi dużo, dużo bardziej jeśli chodzi o poziom światowy.
- Co postrzegasz jako swój dotychczasowy największy sukces w karierze?
- Zdecydowanie wywalczenie Pucharu Challenge w 2011 roku z Azerrailem Baku.
- Sprostanie wyzwaniom w Baku nie było łatwe, ale i w ATOMie przyjdzie tobie walczyć o miejsce w składzie z bardzo mocnymi rywalkami. Obawiasz się tej rywalizacji?
- To, że jest grono dobrych przyjmujących mnie osobiście bardzo cieszy, bo ta rywalizacja może nam tak naprawdę tylko pomóc. Wszystkie walczymy o ten sam cel i będziemy się starały jak najlepiej o to, by pomóc drużynie w jego osiągnięciu.
- Jeśli chodzi o warunki fizyczne to jesteś zdecydowanie najwyższą z siatkarek nie tylko na przyjęciu, ale w ogóle w drużynie. Dwa metry to bardzo nietypowy wzrost jak na zawodniczkę, która ma odpowiadać za jak najlepsze przyjęcie piłki. To twoja nominalna pozycja, czy należysz do siatkarek uniwersalnych?
- Przyznaję, że faktycznie cały czas staram się mocno pracować nad moim przyjęciem i obroną, ale to właśnie pozycja przyjmującej jest tą, która mi odpowiada w przeciwieństwie do bycia zawodniczką uniwersalną. To daje mi dużo więcej frajdy. Rozegrałam tylko jeden sezon w swojej karierze jako zawodniczka uniwersalna, a i tak cały czas nagabywałam trenera, żeby wystawiał mnie na pozycji przyjmującej. (śmiech)
- Mówisz o słabych stronach, ale tych dobrych przy tak imponującym wzroście jest z pewnością dużo więcej.
- Mój wzrost daje mi ten atut, że dosięgam piłek na całkiem niezłej wysokości. Za swoje mocne strony uważam więc silny i szybki atak, jak również oczywiście blok.
- Kibice z niecierpliwością czekają na twoje występy w ATOMie Treflu, ale czy jest jakiś klub, o którym marzysz jako zawodniczka?
- Nie chodzi tu o nazwę klubu, to nie ma znaczenia. Znaczenie ma osoba trenera, doskonała organizacja, profesjonalne podejście i – może najważniejsze – entuzjastyczni kibice. A to wszystko na tę chwilę znalazłam właśnie w Sopocie.