IO: Brazylijki złotymi medalistkami, Japonki z brązem
W wielkim finale turnieju siatkarskiego kobiet na Igrzyskach Olimpijskich w Londynie Brazylijki pokonały Amerykanki w czterech setach i tym samym obroniły złoto z Pekinu. Brązowymi medalistkami zostały Japonki, które wygrały z Koreankami.
Mecz o brązowy medal był starciem dwóch zespołów z Azji – Japonek i Koreanek. Początek spotkania zgodnie z przewidywaniami był bardzo wyrównany – obie drużyny grały punkt za punkt do stanu 22:22. Potem Koreanki popełniły trzy błędy i ta partia padła łupem zawodniczek z Kraju Kwitnącej Wiśni. Kolejny set bardzo dobrze rozpoczęły Japonki, które na pierwszej przerwie technicznej prowadziły już 8:1. Reprezentacja Korei jednak nie poddała się i walczyła do ostatniej piłki. Koreankom udało się odrobić straty i doprowadzić do bardzo zaciętej końcówki, jednak w grze na przewagi znów lepsze okazały się Japonki. W trzeciej partii początkowo na prowadzeniu była Korea, ale Japonia zniwelowała przewagę i podobnie jak w pierwszym secie w końcówce odskoczyła rywalkom wygrywając do 21 i cały mecz 3:0. Spotkanie zakończył atak Saori Sakody, która była najskuteczniejszą zawodniczką w ekipie zwycięskiej zdobywając aż 23 punkty. – Praca zespołowa była kluczem naszego sukcesu. Zagraliśmy bardzo dobrze – cieszył się szkoleniowiec Japonek, Masayoshi Manabe. – To zwycięstwo jest dla nas bardzo szczególne, ponieważ minęło prawie 30 lat od czasu kiedy nasz kraj ostatni raz wywalczył medal olimpijski. Jestem częścią tego zespołu, zdobyłam dziś dużo punktów, ale nie miałoby to miejsca gdyby nie wspaniała gra wszystkich dziewczyn z drużyny – tłumaczyła liderka zespołu Japonii, Sakoda.
Mecz o brązowy medal:
Japonia – Korea 3:0 (25:22, 26:24, 25:21)
W finale podobnie jak cztery lata temu spotkały się Amerykanki i Brazylijki. Te dwa zespoły zmierzyły się już ze sobą w rundzie eliminacyjnej – wtedy dość łatwo wygrały zawodniczki USA. Początek dzisiejszego meczu zapowiadał podobne rozstrzygnięcia. Podopieczne Hugh McCutcheona zaczęły z wysokiego C – świetnie atakowały, blokowały i prezentowały efektowne akcje w obronie, a Canarinhes praktycznie nie istniały na boisku i w secie otwarcia zdobyły zaledwie 11 punktów. Wydawało się, że po takim pogromie w pierwszej partii podopieczne Ze Roberto już nie podniosą się. Stało się jednak coś zupełnie odwrotnego – to Amerykanki, chyba nieco uśpione łatwym zwycięstwem w secie pierwszym, zaczęły gubić się na boisku. W obozie USA pojawiły się problemy z przyjęciem i kończeniem ataków. Hugh McCutcheon próbował robić zmiany, ale nie przynosiły one spodziewanych ataków. Brazylijkom natomiast wychodziło wszystko i w kolejnych partiach to one zdecydowanie brylowały na boisku wygrywając je do 17, 20 i 17 oraz całe spotkanie 3:1, podobnie jak w Pekinie. Liderką Canarinhes była Jaqueline, która zdobyła 18 punktów dla swojej drużyny. – To jest wspaniałe uczucie. W minionym roku przegraliśmy wszystkie mecze z reprezentacją USA i dla mnie to Amerykanki były faworytkami – cieszył się szkoleniowiec Brazylii. – Jestem dumny z mojej drużyny. Nie udało się osiągnąć takiego rezultatu, jakiego byśmy oczekiwali, ale takie jest życie i sport. Jeżeli chodzi o moją przyszłość, to dla mnie to jest koniec mojej drogi na międzynarodowej arenie, koniec pewnego rozdziału. Jeżeli będę potrzebny w przygotowaniach do Igrzysk Olimpijskich w Rio, zawsze chętnie pomogę – przyznał trener USA, Hugh McCutcheon.
Finał:
Brazylia – USA 3:1(11:25, 25:17, 25:20, 25:17)