Imma Sirressi: wciąż nie mogę w to uwierzyć
Pomi Casalmaggiore pokonując Vakifbank Stambuł 3:0 zapewniło sobie zwycięstwo w prestiżowych rozgrywkach Ligi Mistrzyń. – Gra o taką stawkę bez wcześniejszej walki w eliminacjach może być niebezpieczna oraz nieprzewidywalna – przyznał po meczu Massimo Barbolini.
Imma Sirressi, libero Pomi Casalmaggiore: Spodziewałam się ciężkiego meczu, bowiem grałyśmy z jednym z najmocniejszych rywali w Europie. Wszyscy widzieliśmy jaki poziom prezentuje Vakifbank Stambuł i mieliśmy ogromny szacunek do rywala. Cieszę jednak z tego, że udało nam się wygrać i osiągnąć końcowy sukces. Chciałabym podziękować wszystkim koleżankom z drużyny i wszystkim osobom związanym z klubem bowiem bez nich ten sukces nie byłby możliwy. Duże słowa uznania należą się również licznej grupie kibiców, która mocno wsparła nas dzisiaj swoim dopingiem. To jest dla nas historyczne osiągnięcie, wielki sukces dla Pomi Casalmaggiore. Dzisiaj udało nam się zapisać na kartach historii. Wciąż jednak nie mogę w to uwierzyć, tak wielkie towarzyszą temu emocje.
Massimo Barbolini, trener Pomi Casalmaggiore: Wczoraj rozmawialiśmy jeszcze o mojej radości ze zwycięstwa oraz o pokorze, która towarzyszy mi po każdym meczu. Dzisiaj mogę już oficjalnie cieszyć się ze złotego medalu Ligi Mistrzyń. Ten sukces jest nie tylko spektakularny, ale również niewiarygodny. Obserwując poziom tego spotkania, śmiało mogę stwierdzić, że był to najlepszy mecz, jaki rozegraliśmy w tym sezonie. Dumny jestem przede wszystkim z końcówek setów, które moje podopieczne wytrzymały. Graliśmy przecież z utytułowanym rywalem na przewagi. Znam ten zespół bardzo dobrze i wiem, na co je stać. Dzisiaj to jednak my zasłużyliśmy na zwycięstwo. Nie mam co do tego wątpliwości. Graliśmy u siebie, ale nie odczuwaliśmy ciśnienia z tym związanego. Mieliśmy świadomość, z kim przyjdzie nam się zmierzyć. Awansowaliśmy do turnieju finałowego jako gospodarz i nie graliśmy w eliminacjach. To było wbrew pozorom największym wyzwaniem, bo nie mieliśmy okazji spotkać się z silnymi rywalami podobnie jak inne zespoły. Owszem, graliśmy sparingi, ale to nie ta sama adrenalina jak w trakcie meczu. Konfrontacja półfinałowa o taką stawkę bez wcześniejszej walki w eliminacjach może być niebezpieczna oraz nieprzewidywalna. Do tej pory chyba tylko jeden zespół w historii wygrał w taki sposób turniej finałowy. Był to zespół z Teneryfy, a pamiętam to doskonale, bo przegrałem ten finał prowadząc zespół z Perugii. A potem gospodarzowi rzadko kiedy udawało się dotrzeć do finału Ligi Mistrzyń, bo jest to bardzo wymagające zadanie. Swój pierwszy tytuł zdobyłem w 1996, potem w 2006 i teraz mija dziesięć lat, kiedy mogę świętować swój kolejny sukces w Lidze Mistrzyń. Faktycznie jest to swego rodzaju trend w mojej karierze trenerskiej, chociaż każdy smakuje inaczej. Nie mam nic przeciwko, aby cieszyć się z tego triumfu w 2026 roku. Cieszy mnie osobiście, że włoska siatkówka znowu wraca na europejskie salony. Swego czasu byłą to przecież najsilniejsza liga świata. Niecierpliwie wyczekuję również finału męskiego Ligi Mistrzów za tydzień w Krakowie. Dziewczyny pokazały, w jaki sposób wygrywać Ligę Mistrzyń, więc liczę również na włoski triumf u panów. Mocno im kibicuję na turnieju w Polsce.
Valentina Tirozzi, przyjmująca drużyny Pomi Casalmaggiore: - Ciężko na gorąco mówić o tym spotkaniu, jesteśmy bowiem ogromnie podekscytowane i zadowolone. Jutro na pewno spojrzymy na to z innej perspektywy jak już opadną emocje. Teraz chcemy głównie skupić się na świętowaniu naszego sukcesu. Ciężko mi w ogóle uwierzyć w to, że wygrałyśmy Ligę Mistrzyń. Każda z nas dała siebie wszystko w tym turnieju, wszystkie zagrałyśmy na maksimum swoich możliwości i jak widać to przyniosło efekt. Zagrałyśmy jako zespół, miałyśmy wsparcie naszej publiczności i grałyśmy u siebie. Ten turniej był niesamowity i wciąż ciężko mi uwierzyć w to co się wydarzyło – w końcu wygrałyśmy dwa mecze 3:0 z bardzo silnymi zespołami, które należą do europejski potęg. Do finałów podeszłyśmy maksymalnie skoncentrowane i skupione na swoich założeniach. Wczoraj mówiłam o tym, że Vakifbank Stambuł to prawdopodobnie najsilniejsza drużyna na świecie i po tym finale nie zmieniłam tego zdania. Dzisiaj po prostu zagrałyśmy bardzo dobre zawody, a nasza zespołowa gra pozwoliła nam pokonać faworytki. Teraz czeka nas walka na krajowym podwórku, oczywiście najpierw pozwolimy sobie na odrobinę świętowania sukcesu. Później jednak czekają nas przygotowania do spotkań z drużyną z Bergamo, które rozpoczną naszą walkę o mistrzostwo Włoch. Udało nam się osiągnąć sukces w Lidze Mistrzyń, ale nie zamierzamy spocząć na laurach.
*W Montichiari rozmawiali Sebastian Solecki i Rafał Wolf.