Gwardia się odgryzła białostoczankom
W ostatnim meczu fazy zasadniczej w Białymstoku Pronar Zeto Astwa AZS uległ Impelowi Gwardii Wrocław 2:3 (22:25, 20:25, 25:22, 25:18, 14:16). MVP spotkania została zawodniczka zespołu gości Katarzyna Mroczkowska.
Stawką konfrontacji było 6. miejsce. Na razie podopieczne trenera Dariusza Luksa je zachowały, ale wobec zwycięstwa w Białymstoku gwardzistki mają realne szanse by wyprzedzić niedzielne rywalki, które w ostatniej kolejce czeka przecież wyjazd do Muszyny.
- Gramy u siebie z Dąbrową Górniczą i uważam, że możemy powalczyć o punkty, być może odnieść zwycięstwo. Skoro mamy pewne utrzymanie, dlaczego nie postarać się o szóstą lokatę – mówiła po spotkaniu Mroczkowska. To ona błysnęła kapitalnymi zagraniami w decydującym momencie meczu, o czym później.
Bez wątpienia, w stolicy Podlasia spotkały się drużyny o wyrównanych umiejętnościach i ich sąsiedztwo w tabeli jest nieprzypadkowe. W pierwszych dwóch setach lekką przewagę zyskały wrocławianki. W partii otwarcia gospodynie prowadziły tylko do stanu 10:7. Ich dominacja szybko się skończyła, a inicjatywa przeszła na stronę ekipy gości. Gdy Marta Czerwińska zaatakowała po bloku Marleny Mieszały, zespoły zeszły na drugą przerwę techniczną przy wyniku 16:14 dla Gwardii. Przewaga ta urosła do czterech „oczek”. Do osamotnionej w grze Pronaru Izabeli Żebrowskiej dołączyła wtedy Katarzyna Walawender. Zaatakowała po ładnej kombinacji, a potem dzięki swojemu serwisowi, doprowadziła do remisu po 21. Niestety dla gospodyń, przy stanie 22:22 Dominika Koczorowska zaserwowała w aut, a po chwili Wioletta Szkudlarek zdobyła dwa punkty samą zagrywką.
Mecz rozkręcił się na dobre. W drugiej partii obejrzeliśmy festiwal obron. Długie wymiany padały jednak głównie łupem dziewcząt z Wrocławia. Rafał Błaszczyk co chwila miał powody do oklaskiwania swoich podopiecznych. Moment zwątpienia przyszedł tylko raz, gdy Lucie Muhlsteinova dokładnie przećwiczyła zagrywką przyjęcie Aleksandry Krzos. Ze stanu 7:12 zrobiło się 13:12. Błaszczyk wziął czas. Przy kolejnym serwisie Muhlsteinovą zatrzymała taśma, a potem wrocławianki wzięły sprawy w swoje ręce. Popełniały znacznie mniej błędów i zwyciężyły do 20.
- Przespałyśmy dwie pierwsze partie. Sama Iza Żebrowska nie mogła pociągnąć gry. Potem dołączyła do niej reszta zespołu i losy meczu się odwróciły – mówiła kapitan Pronaru Joanna Szeszko.
Za ambicję białostoczanki powinny dostać piątkę. Bez cienia zwątpienia trzeciego seta zaczęły od prowadzenia 4:0. To znów dzięki zagrywkom Muhlsteinovej. Gdy Czeszka stoi na linii serwisu pod siatką znajdują się trzy wysokie zawodniczki Agata Karczmarzewska-Pura, Koczorowska i Żebrowska. To ustawieni dało się mocno we znaki wrocławiankom. W trzeciej patii zdołały wyrównać, ale gdy Lucie wróciła na zagrywkę zrobiło się 14:10 i tej straty już nie odrobiły. W czwartej znów Muhlsteinova zaczęła serwować i było 5:1. W tym secie zespół gości miał najmniej do powiedzenia. Gdyby pozostałe siatkarki Pronaru serwowały tak jak czeska rozgrywająca i czasem Walawender, prawdopodobnie mecz zakończyłby się sukcesem gospodyń.
- Co z tego, że wyszło mi kilka zagrywek. W ważnych chwilach w pierwszych dwóch setach, po czasie wziętym przez Gwardię dwa razy zepsułam serwis. To były ważne punkty – mówiła bardzo skromnie Muhlsteinova.
- Niestety, we własnej sali psujemy tyle zagrywek co przeciwnik i za mało punktów z niej robimy. Poza tym w bloku też staraliśmy się niepotrzebnie machać rękami, koniecznie zablokować, a czasem trzeba zasłonić po prostu część boiska. Do tego doszła nieco nieuporządkowana gra w obronie. Zdarzały się piłki wyblokowane lub długo spadające w boisko, a nie było komu ich podbić, jakby dziewczyny ogarniał paraliż – wymieniał przyczyny porażki trener Pronaru Zeto Astwa Dariusz Luks. Jego drużynie zabrakło tego wszystkiego i trochę szczęścia w tie-breaku. To był deser na koniec siatkarskiej uczty.
- Oba zespoły stworzyły bardzo ciekawe i obfitujące w wiele ciekawych akcji widowisko. Tak się akurat składa, że gramy przeciwko sobie drugi raz w tej lidze i po raz drugi, to bardzo dramatyczny mecz. Tym razem zakończył się szczęśliwie dla nas. W każdym meczu musimy dawać z siebie „maksa”. Wtedy jest szansa na wyrównane spotkania przeciwnikami w tej lidze. AZS to bardzo fajny zespół, grający ciekawą siatkówkę. To zwycięstwo to dla nas duży sukces – mówił rozpromieniony trener Gwardii Rafał Błaszczyk.
Gwardzistki odzyskały w tie-breaku wigor, a niesione dopingiem białostoczanki szły za ciosem. Po każdej wygranej akcji oba zespoły skakały z radości do góry, jakby nie czuły w ogóle zmęczenia. Odrobinę skuteczniejsze długo były gwardzistki. Prowadziły 8:7 przy zmianie stron, a potem nawet 13:10. Co się wówczas stało? Na zagrywkę poszła Muhlsteinova. Zrobiło się 14:13 dla Pronaru! Lucie znów dobrze zaserwowała i trzeba było z sytuacyjnej piłki bronić meczbola. Niezawodna Mroczkowska obiła jednak blok wysoki białostoczanek. Po chwili kontrę skończyła Marta Czerwińska, a przy pierwszej piłce meczowej dla Gwardii Mroczkowska fantastycznie zablokowała Żebrowską. W małych punktach był remis 106:106, ale dwa „duże” oczka trafiły dla Gwardii. Tylko jeden do Pronaru Zeto Astwa.
- Jesteśmy bardzo szczęśliwe. Bardzo chciałyśmy się odgryźć za porażkę w I rundzie. Ciężko coś powiedzieć, tak się cieszymy – mówiła uśmiechnięta kapitan Gwardii Bogumiła Barańska.
Powrót do listy