Elisa Cella: chciałam poświęcić się siatkówce plażowej
Po spotkaniu Budowlanych Łódź z BKS-em Bielsko-Biała w drugiej kolejce Orlen Ligi o swoich wcześniejszych planach gry w siatkówkę plażową oraz o różnicach między występami w Polsce i we Włoszech opowiedziała nam przyjmująca BKS-u, Włoszka Elisa Cella.
— Opowiedz o tej ogromnej zmianie w twoim życiu: spędziłaś całą swoją karierę we Włoszech, a teraz jesteś w Polsce. Czy są jakieś wyjątkowe trudności, z jakimi musisz się mierzyć? Na przykład w związku z językiem?
Elisa Cella: — Tak, język to dla mnie zdecydowanie najtrudniejsza sprawa. Oczywiście wszyscy mówią po angielsku i to jest dla mnie wystarczające, ale staram się też nauczyć niektórych polskich słów, które są mi potrzebne na boisku.
— Domyślam się, że codzienne życie też wygląda teraz nieco inaczej. We Włoszech, gdzie byś się nie znalazła, wszyscy mówili w twoim ojczystym języku. Tutaj już nie jest tak łatwo.
— (śmiech) W Bielsku jest wiele centrów handlowych i tam nie stanowi to zazwyczaj problemu. Ale musimy mieć jednak czas na to, żeby wyjść na zakupy do takiego centrum, a treningów mamy naprawdę dużo. Niemniej czuję się bardzo dobrze ze wszystkim. Może jedynie jest tu o wiele zimniej niż we Włoszech, ale na razie nie narzekam (śmiech).
— Dostrzegasz jakieś znaczące różnice między grą w Polsce i we Włoszech?
— Bez wątpienia Bielsko to bardzo dobry klub. Trener i cały sztab pracują bardzo ciężko — w tej materii nie znajduję w zasadzie żadnych różnic. Wszystko jest bardzo dobrze zorganizowane.
— A co z rozmiarami polskich hal sportowych? Miałam okazję rozmawiać z kilkoma zawodniczkami z włoskiej Serie A i wszystkie zgodnie twierdziły, że we Włoszech obiekty są na ogół zdecydowanie mniejsze niż w Polsce.
— To prawda. Chyba największa hala we włoskiej lidze (żeńskiej — przyp. red.) należy do Busto Arsizio. Mieści ona 5000 osób i na każdym meczu wypełnia się do ostatniego miejsca. Dziś był pierwszy raz, kiedy grałam w hali tak dużej jak Atlas Arena. Ale to dobrze. Nawet jeśli nie widać, że nie ma tak wielu kibiców, to się tego nie czuje dzięki ogromnemu dopingowi. Wspaniałe jest w Polsce to, że ludzie naprawdę interesują się siatkówką.
— I nawet część bielskiego Klubu Kibica przyjechała za wami do Łodzi. To godne podziwu, biorąc pod uwagę fakt, że mieli jednak kawałek drogi.
O tak, zdecydowanie godne podziwu. Kiedy spojrzałam na trybuny i zobaczyłam ich tam, bardzo się ucieszyłam. Ze względu na zły stan dróg podróż nie należała do najprzyjemniejszych i trwała ok. 6 godzin. Myślę, że to dla mnie największa różnica. We Włoszech wszędzie są autostrady, a poza tym kluby są w miastach leżących raczej niedaleko od siebie, więc większość podróży trwa nie więcej niż trzy godziny. Mam jednak nadzieję, że nasi kibice będą też za nami jeździć na kolejne mecze. Chcemy spisywać się jak najlepiej, żeby ich zadowolić.
— A kiedy gracie u siebie, to naprawdę czujecie się jak w domu, ponieważ bielscy kibice zawsze są bardzo aktywni na meczach.
— Zgadza się i to dla nas bardzo ważne, by tam wygrywać. Nie widziałam co prawda jeszcze wszystkich hal w Polsce, ale nasza nie należy do największych i zazwyczaj nie zostaje zbyt wiele wolnych miejsc na meczach.
— Przez pewien czas grałaś w siatkówkę plażową, wzięłaś nawet udział w turnieju w Polsce…
— Tak, w Starych Jabłonkach.
— Właśnie. Teraz oczywiście masz przerwę od tej dyscypliny, ale czy zamierzasz wrócić do gry na piasku?
— Trzy sezony temu chciałam poświęcić się wyłącznie siatkówce plażowej. Coś jednak poszło nie tak i nie udało się tego zrealizować. A w zeszłym sezonie moja partnerka z zespołu (Valeria Rosso — przyp. red.) wyszła za mąż i nie miałyśmy czasu na treningi. Uwielbiam siatkówkę plażową i planujemy wspólnie z nią rozegrać jakieś turnieje latem przyszłego roku.
— Zauważyłam też, że korzystasz z serwisów społecznościowych, w tym z Twittera. Wciąż jeszcze nie jest on zbyt popularny wśród siatkarek.
— Zdecydowanie częściej używam Facebooka niż Twittera. Bardziej mi odpowiada, a poza tym we Włoszech jest zdecydowanie bardziej rozpowszechniony. Używam go, by powiadomić rodzinę i przyjaciół, co się u mnie dzieje. Traktuję Facebooka trochę jak pamiętnik czy blog, gdzie wrzucam tez czasem jakieś zdjęcia. Utrzymywanie kontaktu z moją rodziną i znajomymi nie jest dla mnie teraz łatwe, więc Facebook i Twitter pomagają mi się z nimi szybko komunikować.