Edyta Rzenno pracuje na dwóch etatach
Białostocki AZS pieczołowicie przygotowuje się do sezonu Orlen Ligi.
W poniedziałek do zespołu dołączy czwórka reprezentantek Trynidadu i Tobago: Krystle Esdelle, Rheeza Grant, Channon Thompson i Sinead Jack. Karaibki są tuż po pewnym zwycięstwie w grupie pierwszej fazy eliminacji mistrzostw świata w strefie NORCECA. Ich polskie koleżanki uczestniczą natomiast w turnieju Fakro Cup.
AZS na południe pojechał w zaledwie ośmioosobowym składzie. W rozgrywanym na ziemi sądeckiej i gorlickiej turnieju brakuje nie tylko Trynidadek, bo w Białymstoku na badaniach została Anna Łozowska. Trener Czesław Tobolski dysponuje więc tylko jedną środkową, Edytą Rzenno. 29-letnia zawodniczka nie schodzi z boiska nawet na sekundę. W ten sposób AZS ma rozegrać w sumie pięć spotkań. W pierwszym - pokazowym - białostoczanki łatwo pokonały mistrzynie Norwegii, Stod Volley 4:0 (25:20, 25:18, 25:21, 25:15).
Rzenno wróciła latem do AZS-u po dwuletniej przerwie. Półtora roku wypełniło jej leczenie kontuzji, a ostatniej wiosny występowała już w I lidze, w AZS UE Kraków.
Jak sobie poradziłyście w meczu z Norweżkami? Czy rzeczywiście w ogóle nie schodziłaś z boiska?
Edyta Rzenno: - Tak. Cały czas byłam pod siatką. Normalnie robiłyśmy przejścia, jednak gdy miałam iść na zagrywkę, serwowała inna dziewczyna. Ja zostawałam w pierwszej linii, czyli grałam jakby za dwie środkowe.
Nie wykonywałaś więc serwisu? Przydałyby się, bo pamiętamy twoje mocne zagrywki z wyskoku sprzed kontuzji.
- Nie serwowałam, ale przyznam, że na razie moja zagrywka jeszcze nie jest ustabilizowana, tak, jakbym chciała. To przyjdzie z czasem.
Norweżki to nie był chyba silny rywal?
- Ciężko się zmobilizować na mecz z takim przeciwnikiem, ale ostatecznie spokojnie wygrałyśmy i o to chodzi. Zobaczymy jak poradzimy sobie w turnieju i pokazowym spotkaniu, jakie mamy rozegrać z Muszynianką.
Do drużyny dołączyłaś jako ostatnia. Czy wszystkie formalności są załatwione?
- Tak, kontrakt jest podpisany. Doszło do tego jeszcze przed wyjazdem na drugie zgrupowanie drużyny do Wilkas.
Jak się czujesz w tak młodej grupie zawodniczek?
- Oprócz mnie jest jeszcze Ewa Cabajewska i wspólnie tworzymy wąskie, starsze grono. Ale cały zespół jest bardzo fajny. Dziewczyny pracują, chcą pokazać na co je stać. Uważam, że wszystko przed nami. Na pewno nie stawiałabym nas w tym sezonie na straconej pozycji, jak wiele osób to zdążyło zrobić.
Obiecująco wypadły wasze sparingi w Łodzi z Budowlanymi.
- Pierwszy mecz wygrałyśmy 3:1. W drugim uległyśmy 0:3, ale dwa sety toczyły się "na przewagi". To niezły prognostyk, a przecież nie ma z nami czterech dziewczyn z Trynidadu. To jedna trzecia całego zespołu.
I prawdopodobnie praktycznie połowa wyjściowej szóstki...
- Tego nie można być pewnym, bo jestem przekonana, że żadna z dziewczyn swojego miejsca nie odda za darmo. O pierwszą szóstkę trzeba będzie rywalizować.
Czeka was częste porozumiewanie się po angielsku. Dobrze operujesz tym językiem?
- Szczerze przyznam, za bardzo nie lubię mówić po angielsku, natomiast dużo rozumiem. Nie będzie z tym na pewno żadnego problemu, dogadamy się.
Fakro Cup to w sumie pięć meczów. Spory wysiłek dla ośmioosobowej drużyny.
- Dla mnie szczególnie. Lekko dokucza mi mięsień, ale to zrozumiałe, bo przez prawie dwa lata nie trenowałam, a teraz ćwiczę z pełnymi obciążeniami. Za to nie narzekam na kolano, które miałam kontuzjowane i to najważniejsze. Mamy dużo grania w Fakro Cup i to dobrze. Dla mnie to może nawet za dużo, bo przecież podczas meczów pracuję na dwóch etatach.
Powrót do listy