Domowy paraliż
W mistrzostwach Europy w Turcji i Chorwacji potrafiły ograć wszystkich. Parę udanych spotkań zaliczyły w pucharze świata w 2007. Ostatnio w prestiżowej imprezie Volleyball Mastrers czy Piemonte Cup rozbudziły apetyty głodnych sukcesów kadry kibiców. Przed własną publicznością głównie przegrywają.
W meczu z niedoświadczoną Belgią - choć wygranym - Polki wypadły słabo. Lista osiągnięć tej drużyny jest tak krótka jak metryka. Średnia wieku zawodniczek, które pojawiły się wczoraj na boisku wyniosła ok. 22 lat. Za wsparcie, rutynę i doświadczenie odpowiedzialne są libero Marta Szczygielska - i rozgrywająca Frauke Dirickx. Ambicją i walecznością o mały włos Belgijki nie sprawiły w piątek sensacji.
Będę nas tłumaczyć - zapowiedziała rozpoczynając rozmowę Izabela Bełcik. - To jest pierwszy mecz, pierwszy turniej, kiedy gramy o coś. Wdarł się mały stresik i dwa małe błędy nas sparaliżowały. Wiadomo, że nie powinno to tak wyglądać. Ale myślę, że pierwszy stres z nas zejdzie i będzie lepiej - optymistycznie kończy nasza rozgrywająca.
Ze stresem oby zniknęło też zmęczenie. Nasze siatkarki dopiero schodzą z obciążeń i trzeba poczekać, aż zmęczenie odejdzie ustępując miejsca efektom treningów. Na to potrzeba jednak czasu, a przecież w rzeszowskim turnieju gra się dzień po dniu. O wszystkim może zadecydować już sobotni mecz z Francją. Na uspokojenie Bełcik przywołuje niedawne udane turnieje w Montrux i Piemoncie. - Rozkręcamy się z turnieju na turniej. Wiemy, że jesteśmy w stanie pokonać przeciwników, którzy tutaj są. Przynajmniej tych dwóch pierwszych rywali - tutaj powinno być dwa razy po 3:0. Z Belgią stało się inaczej - nieważne. Mecz jest do przodu i skupiamy się tylko i wyłącznie na następnym i na tym, co czeka nas po tym turnieju. Chcemy się zakwalifikować na mistrzostwa świata. Potem będziemy wyciągać z wnioski i miejmy nadzieję dalej przygotowywać się pod dyktando trenera - tak jak sobie to ustalił. Oby to przyniosło efekt.
Wniosek jak na razie jest jeden - polska publiczność paraliżuje biało-czerwone siatkarki. Zaczęło się od turnieju World Grand Prix w Bydgoszczy w 2006 roku. Ilekroć potem międzynarodowa impreza pań gościła w naszym kraju (Wrocław, Rzeszów) Polki okazywały nazbyt gościnne zajmując ostatnie miejsce w tabeli. - Chcemy się pokazać z dobrej strony, a efekt jest marny - otwarcie przyznaje Bełcik. - Musimy się uspokoić, a to da się zrobić w ciągu jednego dnia. Nie możemy się spinać tym, że zrobiłyśmy jakieś dwa błędy i nagle gra staje. Tyle. Póki co nie możemy nic więcej od siebie wymagać. Bo chcemy zrobić coś podwójnie dobrze, a wychodzi odwrotnie.
Mecze z Francją pokażą, czy Polki rzeczywiście są w stanie tak szybko opanować nerwy i zagrać swoją najlepszą siatkówkę. - Miejmy nadzieję, że tymi meczami upewnimy się w naszej mocy - mówi siatkarka Muszyny.
Jednak sprawdzian najważniejszy to niedzielny mecz z Turcją. Mając w pamięci piątkowy tie break z niepokojem myślimy o tym spotkaniu. - Wszystko jest przed nami - uspokaja Bełcik. - Jeśli zagramy z nimi na pełnej ambicji, jeśli mecz z Francją pomoże nam uwierzyć w siebie, to wszystko jest możliwe. Liczymy na pierwsze miejsce. Nie ma takiej możliwości, żebyśmy nie awansowały - kończy stanowczo.