Dominika Koczorowska: bez pętli na szyi
25-letnia środkowa Pronaru-Zeto Astwa Białystok jest jednym z filarów ekipy Dariusza Luksa. W stolicy Podlasia pojawiła się latem 2006 roku, wraz z pozyskaniem dla Pronaru miejsca w ekstraklasie. Z fali ówczesnych transferów dwa okazały się najbardziej udane: Koczorowskiej i Magdaleny Saad. Tylko te siatkarki zostały na Podlasiu.
Rok temu Dominika zdobyła złoty medal Uniwersjady, trafiła także do kadry Marco Bonitty. Na początku nowego sezonu imponuje formą. W spotkaniu drugiej kolejki z Calisią Kalisz zdobyła tytuł MVP meczu. Wcześniej zagrała równie znakomite zawody przeciwko Farmutilowi Piła. W takiej chwili rozmawia się wyjątkowo przyjemnie. PlusLiga Kobiet: Za wami start, jakiego w ekstraklasie jeszcze nigdy nie miałyście. Dominika Koczorowska: - No tak, zupełnie inny niż we wcześniejszych sezonach. W pierwszym, jeśli dobrze pamiętam, od razu przegrałyśmy z Centrostalem (1:3 – przyp. red.). W ostatnim to już był dramat, który trwał wiele tygodni. - Co się zmieniło w białostockiej drużynie? - To co się chyba najbardziej rzuca w oczy, to zespołowość. Tworzymy prawdziwą drużynę. Na boisku walczymy, jak to się mówi, „jedna za wszystkie, wszystkie za jedną”. Atmosfera jest świetna i to bardzo pomaga w grze. W tej kwestii sporo dobrego wnoszą dziewczyny, które już występowały na wysokim poziomie i mają spore doświadczenie. Bardzo ważną rolę odgrywa trener. Od momentu gdy przyszedł poukładał i scalił zespół. Jeśli natomiast chodzi o atuty siatkarskie, na pewno poprawiło się przyjęcie zagrywki. Nie jest może jeszcze rewelacyjne, ale coraz lepsze. Poza tym mamy nieco wyższy zespół, a co za tym idzie groźniejszy atak i blok. W praktyce każdy element trochę poprawiłyśmy i to przynosi efekty. - Zadanie, jakie stoi przed wami, to zajęcie miejsca w pierwszej ósemce. Czy po takim starcie apetyty wam nie wzrosły? - My wolimy bardzo ostrożnie wypowiadać się o naszych celach. Nie chcemy same zawiązać sobie pętli na szyi. W ósemce powinnyśmy spokojnie się znaleźć, ale to nie zmienia faktu, że taki wynik pozostaje naszym celem. Jeśli uda się zająć wyższą pozycję, będzie super. Na razie skupiamy się na każdym kolejnym meczu. - Ten następny wypada w jaskini lwa, w Bielsku-Białej. - Będziemy tam w dość komfortowej sytuacji. Przeciwnik celuje w mistrzostwo Polski i musi wygrać. My wyjdziemy na boisko na luzie, nie sparaliżowane, choć maksymalnie skoncentrowane. Zechcemy zrealizować założenia i wywalczyć jakieś punkty. To nie jest niemożliwe. Oczywiście, zawodniczki z Aluprofu są może bardziej doświadczone, grały o medale wielkich imprez. Ale to nie nadludzie, tylko dziewczyny jak my, w podobnym wieku. Z nimi też można wygrać. - Grasz w Pronarze trzeci sezon. Czujesz się już białostoczanką? - Na pewno zaaklimatyzowałam się w tym mieście. Przeprowadziłam się z większego Poznania i tu na pewno żyje się inaczej, ale już się przyzwyczaiłam. Ciągnie mnie oczywiście w rodzinne strony, gdzie mieszkają moi bliscy i starzy przyjaciele. Tu jednak mam już wielu nowych znajomych, a miasto mi się podoba. Zobaczymy co będzie po sezonie. Jeżeli osiągniemy niezły wynik, a dziewczyny zarażą mnie chęcią dalszych występów w Białymstoku, to zostanę. Zespół mamy bowiem fantastyczny, a po co zmieniać coś fajnego, na niepewną przyszłość. - Jeśli drużyna będzie grała dobrze, to może znowu trafisz do reprezentacji? - Wiadomo, każdy sportowiec ma takie ambicje. Jeśli moje umiejętności i forma będą odpowiednio wysokie, może ktoś je zauważy. Na razie jednak o tym nie myślę. To dopiero początek sezonu. Rozmawiał: Miłosz Karbowski Powrót do listy