Bogdan Serwiński: mistrzostwo smakuje zawsze tak samo
W poniedziałek i wtorek rozegrane zostaną pierwsze mecze finału play off PlusLigi Kobiet pomiędzy Bankiem BPS Muszynianka Fakro Muszyna i Atomem Treflem Sopot. - Mistrzostwo Polski trzy razy świętowaliśmy u siebie i raz na wyjeździe. Zwycięstwo za każdym razem smakowało jednak tak samo i było tyle samo radości - mówi trener zespołu z Muszyny Bogdan Serwiński.
- Kibice dawno nie oglądali zespołu w akcji. Jak wygląda sytuacja kadrowa przed finałami?
- Czternaście zawodniczek trenuje, a jeżeli trenują to znaczy, że mogą grać. Udało nam się wszystkie niedomagania zdrowotne na tyle opanować, że nie przeszkadzają w treningu i grze. Wygląda więc na to, że w trakcie meczów w Muszynie i w Sopocie będziemy w komplecie. W grze o złoty medal nic nie powinno więc przeszkodzić.
- Jak nastroje po tak długiej przerwie? Do tej pory nie było szans na tak spokojny trening.
- To jest komfortowa sytuacja, choć z pewnymi zastrzeżeniami. Po raz pierwszy w tym sezonie zetknęliśmy się z tak długą przerwą. Rytm treningowy jest więc zupełnie inny niż był do tej pory. To nietypowy czas na aż dwutygodniową przerwę, ale radzimy sobie z tym i nie mam zamiaru narzekać.
- Nie było jednak monotonii...
- Zagraliśmy dwa sparingi z Impelem Gwardią. To było obliczone na to, żeby utrzymać rytm meczowy. Oczywiście sparing jest tylko namiastką gry o stawkę, ale jednak jest to gra z wartościowym przeciwnikiem. Myślę, że Gwardia wielokrotnie udowodniła.
- Kiedyś problemem było zbyt mało czasu na trening, teraz okazuje się, że jest problem ze zbyt długim czasem do przygotowań. Jak to wytłumaczyć?
- Graliśmy bardzo dużo meczów. Do tej pory mieliśmy co najwyżej tygodniowy mikrocykl. Teraz, przed najważniejszymi meczami, mamy dwutygodniowy mikrocykl. Z organizacyjnego punktu widzenia nie jest to sytuacja na piątkę z plusem. Powtarzam jednak, że nie rozpatruję tego w kategoriach jakiejś przeszkody.
- Ma pan już wizję wyjściowej szóstki na pierwszy mecz finałów?
- Zostanie tak jak było do tej pory w play-offach. O tym kto wyjdzie zadecyduje dyspozycja dnia. Wszelkie decyzje personalne podejmę więc bezpośrednio przed meczami.
- Nie żal, że gracie z tym, a nie innym przeciwnikiem?
- Były dwa powody, dla których woleliśmy mierzyć się z Dąbrową Górniczą. Pierwszy powód to oczywiście gwarancja gry w Lidze Mistrzyń jeszcze przed rozpoczęciem finałowej batalii. Druga rzecz to sportowa ambicja. Chcieliśmy spotkać się z nimi w finale i zrewanżować za mecze, które przegrywaliśmy do tej pory. Nie wybrzydzamy jednak. Czeka nas powtórka z finału z ubiegłego roku i mam nadzieję, że z takim samym rezultatem.
- Może coś o przeciwniku. Zespół z Sopotu bardzo się zmienił w trakcie tego sezonu. Jak ich teraz oceniać?
- Przede wszystkim stracili Neriman Ozsoy. To na pewno spora strata, ale patrząc na grę i ostatnie wyniki muszę powiedzieć, że prezentują się bardzo dobrze. Czasem tak jest, że pomimo problemów zespoły radzą sobie znacznie lepiej. Tak jest chyba w przypadku Atomu i jest to bardzo groźne.
- Może być więc tak, że mimo problemów personalnych będą grać lepiej, niż grały?
- One walczą o potwierdzenie swojej jakości sportowej, niezależnie od wszystkich kłopotów. Ja nie znam sytuacji finansowej w Sopocie. Jedyne informacje docierają do nas z przekazów medialnych. Wiadomo o zaległościach finansowych ze strony klubu, co automatycznie powoduje, że klub nie może mieć zbyt wygórowanych wymagań. Nadal jednak mają bardzo duży potencjał, co udowodniły w półfinale.
- Patrząc na dotychczasowe mecze wygląda na to, że chyba powinno być dobrze.
- To jest historia. Teraz otwieramy nowy rozdział i nie ma co robić sobie złudnych nadziei. To, że wygraliśmy dwa mecze stosunkowo łatwo, nie musi oznaczać, że tak samo będzie w finałach. Wręcz przeciwnie, finały zapowiadają się bardzo ciężko. Patrzę na rywali przede wszystkim przez pryzmat półfinałów.
- Finały trochę nietypowo – poniedziałek/wtorek.
- Wydaje mi się, że myślano tu przede wszystkim o dobru kibica. Jest Final Four mężczyzn, później kobiet i dlatego nasze mecze są ustawione tak, żeby nie kolidowały i każdy mógł je zobaczyć. Czy na hali czy przed telewizorami.
- Lepiej szybciej skończyć finał, czy zaczekać do piątego meczu i świętować tytuł we własnej hali?
- Powiem tak: mój zespół jest szósty raz w finale. Z tego cztery razy świętowaliśmy zwycięstwo. Trzy razy u siebie i raz na wyjeździe. Mistrzostwo za każdym razem smakowało jednak tak samo i było tyle samo radości.