Białorusko-polska koalicja na ławce AZS-u
Na razie zanosi się na to, że trenerski duet Władimir Wiertiełko-Czesław Tobolski, nadal będzie prowadził białostocki AZS. Z kadry drużyny w ostatnich dniach ubyła jedna siatkarka.
W sobotę szkoleniowcy poszukają kolejnych punktów na ciężkim terenie w Bielsku-Białej. W dotychczasowych czterech meczach pod wodzą Wiertiełki jako pierwszego trenera i Tobolskiego w roli asystenta, AZS spisał się przyzwoicie zdobywając 4 punkty. W tym sensacyjne „oczko” wywalczone w poprzedniej kolejce w Sopocie.
- Ten mecz powinien nam dodać wiary. Z każdym spotkaniem gramy lepiej – uważa Wiertiełko.
Kim jest mało znany w Polsce 47-letni Białorusin? Bo, choć nie przybył do Białegostoku z daleka, to w naszym kraju, trener z jego kraju stanowi rzadkość. Na pewno nie jest to tak egzotyczna postać, jak Osmar Pohl, Brazylijczyk, który w 2007 został zatrudniony przez AZS. Wówczas, w ciągu kilku miesięcy okazało się, że ani on, ani sprowadzone z nim z Ameryki Południowej siatkarki, nie dysponują umiejętnościami, jakie pozwalają na pracę w zespole polskiej ekstraklasy.
Wiertiełko na pewno był bardzo dobrym siatkarzem. W latach 1985-86 występował na pozycji przyjmującego w reprezentacji Związku Radzieckiego. Na co dzień przywdziewał wtedy barwy CSKA Moskwa. Z tym klubem w 1986 roku zdobył Puchar Europy. W karierze zawodniczej występował także w CSKA Mińsk, izraelskim Apoel-Bat-Jam, tureckim Turk Telekom i szwajcarskim Plato De-Dis.
Doświadczenie trenerskie to już zupełnie inna sprawa. Wiertiełko przez pierwszą część sezonu był asystentem zwolnionego z AZS-u Wiesława Czai. Wcześniej nie prowadził jednak zespołu przez… 10 lat. Owszem pełnił funkcję trenera, ale tzw. „narodowego”. To stanowisko w Ministerstwie Sportu Białorusi, które służy koordynowaniu i wspomaganiu pracy szkoleniowców wszystkich reprezentacji w różnych kategoriach wiekowych. Z bezpośrednim prowadzeniem drużyny Wiertiełko miał do czynienia (karierę trenerską zaczynał w Izraelu w Petah-Tikva), ale już dawno. Dlatego klub do sztabu dołączył Tobolskiego.
To również postać wywołująca mieszane uczucia i opinie. Tobolski ma niezaprzeczalny siatkarski dorobek, wiele wywalczonych medali, w tym tytułów mistrza Polski, ale w AZS-ie wiodło mu się różnie. Zaczął od fatalnego sezonu w I lidze, z której białostoczanki, miast walczyć o awans, z kretesem spadły. W następnym roku, obdarzony zaufaniem prezesów, wygrał II ligę, a po wykupieniu miejsca w ekstraklasie przygotował zbudowany od zera zespół i miał go prowadzić. Przeciętne wyniki w Pucharze Polski sprawiły jednak, że ligi nie doczekał. Zastąpił go Marian Kardas. Temu też szło kiepsko, więc ówcześni włodarze AZS-u do sztabu dokooptowali… Tobolskiego. W duecie wspólnie utrzymali dla Białegostoku ekstraklasę po barażach. Po czym z oboma się pożegnano.
Tobolski nie musiał jednak długo czekać na kolejne wezwanie z klubu. Gdy kompletnie nie wypalił eksperyment z Osmarem Pohlem, szkoleniowiec, niedługo przed sezonem już samodzielnie przejął nieprzygotowaną drużynę, w której, po pożegnaniu się z Brazylijkami najzwyczajniej brakowało zawodniczek. Tobolski starał się ogarnąć ten bałagan, ale bez skutku. Po kilku kolejkach AZS nie miał ani jednego punktu i dokładnie z końcem 2007 roku, na jego miejsce zatrudniono Dariusza Luksa. Młody trener, przy pomocy pozyskanej Katarzyny Walawender, odmienił drużynę i utrzymał ją w lidze po barażach, co – patrząc na skład i okres przed sezonem – wydawało się niemożliwe.
Tobolski nie rozstał się z siatkówką. Pracował jako jeden trenerów drugoligowego BTPS-u Białystok, a nawet – choć bardzo krótko – prowadził Azerail Baku. Teraz, już tradycyjnie w roli ratownika, wrócił do AZS-u. Tobolski ma podobno poważny i wartościowy wpływ na treningi zespołu. Kto wie, czy takie rozwiązanie nie utrzyma się do końca sezonu, o ile AZS będzie osiągał dobre wyniki, a obaj szkoleniowcy potrafią się ze sobą dogadać. Oczywiście, klub nie rezygnuje definitywnie z pozyskania nowego trenera, a w najściślejszym kręgu zainteresowań pozostaje m. in. Jerzy Matlak.
Duet Wiertiełko-Tobolski ma do dyspozycji już nie 15, a 14 siatkarek. Z klubem rozstała się Katarzyna Możdżeń. Przyjmująca i tak nie miała miejsca nawet w dwunastoosobowej kadrze meczowej, a w ciągu półtora roku zagrała raptem jedno całe spotkanie, w Pucharze Polski. W lidze tylko dwukrotnie weszła na parkiet, w sezonie 2010/11. Poza tym Możdżeń chciała wyjechać z Białegostoku, gdyż grającą w piłkarskiej ekstraklasie Jagiellonię opuszcza jej chłopak, Maciej Makuszewski.
– Rozwiązaliśmy umowę za porozumieniem stron. Kasia wyjeżdża do Łodzi i spróbuje sił w klubie z niższej ligi, gdzie będzie miała szansę na grę – mówi dyrektor sportowy AZS-u Sebastian Humbla.
22-letnia obecnie Możdżeń do Białegostoku trafiła z drugoligowej Jedynki Aleksandrów Łódzki.