Będzie come back Doroty Świeniewicz?
Najpierw urodziło się mistrzostwo Europy 2003, a następnie w 2005. Potem na świat przyszedł Julek. Wymarzone dziecko musiało zastąpić wyjazd na igrzyska do Pekinu i równie wymarzone zakończenie tam kariery. Tak się do niedawna wydawało. Ale ten, kto powiedział, że do tej samej rzeki dwa razy się nie wchodzi – niech sobie mówi. Dorota Świeniewicz już zakasała mankiety!
- Nie ma ludzi, którzy podejmują jakieś decyzje i pozostają przy nim do końca. To nie jest rozsądne – ocenia była reprezentantka Polski, a więc i koleżanka Doroty Świeniewicz – Małgorzata Niemczyk. - Jeśli ktoś czuje się na siłach, sądzi, że jest w stanie coś dać i leży mu troska o mistrzostwa w Polsce.Tak jest w przypadku Doroty Świeniewicz. Przynajmniej po części. – Co roku przy reprezentacji pojawiają się młode i utalentowane zawodniczki. Ale brakuje im dużego doświadczenia. Wrześniowe mistrzostwa w Polsce to będzie duża presja, oczekiwanie wyniku. Będą potrzebni ludzie, którzy w decydującym o wszystkim momencie nie zadrży im ręka i nie będą się bali podjąć ryzyka – mówi zawodniczka.
Jednak wiadomo, że w każdym z nas drzemie egoista. Stąd pierwszoplanowy powód powrotu siatkarki jest znacznie bardziej osobisty. - Moim marzeniem jest mieć okazję jeszcze jako czynna zawodniczka pożegnać się z polską publicznością. Poza tym, lubię wyzwania. Jeśli postawię sobie jakiś cel, to uparcie do niego dążę. Marzyłam o tym, żeby włożyć na siebie jeszcze koszulkę biało–czerwoną z orzełkiem na piersi. Mam nadzieję, że to się spełni.
Nieziszczonym marzeniom winny włoski epizod z polskiej kadrze – Marco Bonita. Selekcjoner kobiecej kadry w ubiegłym sezonie nie powołał Świeniewicz na igrzyska olimpijskie w Pekinie. – Pozostał mi w sercu żal. Nie takiego pożegnania oczekiwałam. Chciałam pojechać na igrzyska i tam zakończyć moją karierę reprezentacyjną. Nie dostałam takiej szansy. Z drugiej strony, mówię sobie, że jestem kobietą. Moim marzeniem było mieć dziecko – i je mam. A siatkówka to tylko sport. Związane z nim plany nie zawsze musimy zrealizować.
Ale próbować można. Jak widać – może być i na raty. Ważna jest motywacja. Tej zawodniczce nie brakuje. - Przede mną długa i ciężka droga, żeby się dostać do reprezentacji. Jeśli już się tam znajdę to jestem na tyle ambitna, że chciałabym zagrać w pierwszej szóstce. Zawsze stawiam sobie wysokie cele. Jeżeli chciałam, to wszystkie je po koeli osiągałam – przyznaje zawodniczka.
Droga długa, a to dopiero jej początek. Nie należy popadać w euforię. A już zupełnie w mylne przekonanie, że Świeniewicz miejsce w kadrze ma już zapewnione. - Jak na razie Dorota rozpoczęła zaledwie treningi. Nie jest powołana do żadnej kadry – mówi trener reprezentacji kobiet – Jerzy Matlak. - Sama, oczywiście przy mojej pomocy, będzie musiała określić, czy da sobie radę z tym 5 – 6 miesięcznym okresem pobytu w kadrze i graniem na poziomie nie tylko polskim ale i europejskim. To dzisiaj są tylko próby. Nie chce tego w tym momencie przesądzać. Jest to bardzo trudny i skomplikowany problem. Wiele będzie zależało od tego czy ona to wytrzyma. Umiejętności się nie zapomina i ona je ma. Ale czy motorycznie, fizycznie i wytrzymałościowo będzie w stanie stanowić konkurencję dla tych zawodniczek, które są w Polsce – to będzie problem, który trzeba będzie rozwiązać.
Tyle chociaż dobrego, że i zawodniczka i trener są zgodni i na całą sprawę patrzą podobnie. Świeniewicz doskonale wie, nad czym musi pracować. A pracę tę rozpoczęła 2 tygodnie temu. - Pierwszy tydzień spędziłam na siłowni. Ostatnie 10 dni trenowałam z zespołem Farmutilu Piła. Tymczasowo nawet tam mieszkam. Dopóki będzie trwać sezon ligowy będę trenować razem z dziewczynami pod okiem trenera Matlaka.
Przede wszystkim praca koncentrować się będzie na wzmocnieniu siły, wytrzymałości i motoryki. Bo przecież reszta wyryta jest już jak w skale. – W moim wieku nie można się już niczego nauczyć. Muszę za to wzmocnić mięśnie. Nie miałam szansy grać tą piłką, którą grają dziewczyny w Polsce. We Włoszech używa się Molteny. No i muszę jeszcze poprawić czucie w rękach – na dzień dzisiejszy jest to cel podstawowy.
Trenować i to ciężko. Bo jak podkreśla zawodniczka, na powołanie chce solidnie zapracować. - Nie chcę być powołana za nazwisko, osiągnięcia i sukcesy sprzed lat.
Bo choć Świeniewicz to „znana i ceniona marka”, to nie sama nie chce tego wykorzystywać, zwłaszcza do zbijania na nazwisku majątku. - To się nie wiąże z kwestiami finansowymi. stwierdza stanowczo Niemczyk. - Dorota Świeniewicz ma już renomę nie tylko na rynku polskim, ale i europejskim. Ona nie musi tu nikomu nic udowadniać. Najwyżej sobie.
No i trenerowi. Ten, ewentualny powrót do kadry proponował siatkarce tuż przed rozstrzygnięciem konkursu na selekcjonera reprezentacji. Tak hipotetycznie. Wtedy Świeniewicz odmówiła. - Wróciłam wtedy po ciężkim okresie z Włoch, miałam tam spore problemy – nie z mojej winy (niewypłacalność klubu, słabe wyniki drużyny). Rozmawiałam wtedy z trenerem – pytał czy zgodzę się wrócić i zagrać w jego reprezentacji. Powiedziałam, że nie. Przemyślałam wszystko i pomyślałam, że jednak spróbuje. Trener nie musiał mnie ponownie przekonywać. To jest konkretna osoba. Jeśli ktoś mu odmawia, to on na siłę nie stara się przekonać tej osoby. Tak też było i w tym przypadku. Ale kiedy do niego zadzwoniłam i powiedziałam, że zdecydowałam się spróbować, był bardzo zadowolony.
Pytanie – czy teraz będzie zadowolony z tego, co pokaże nam doświadczona siatkarka? Odpowiedź przyniesie dopiero czas. Jakakolwiek ona będzie fani reprezentacji nie powinni się obawiać. Mamy trochę tych „doświadczonych”. Pierwsze skrzypce wśród nich będzie z pewnością grała Katarzyna Skowrońska–Dolata.
- Kaśka ma bardzo udany sezon. Od kilku lat gra w lidze włoskiej. W tym roku gra w zespole, który traktowany jest tzw. maszyną do zabijania. Był stworzony po to, żeby wygrać Ligę Mistrzyń. Niestety, ostatnio przegrały w złotym secie mecz o Final Four. Kaśka ma okazję trenować z najlepszymi zawodniczkami: Caroliną Costagrande, Brazylijką Jaqueline. Także sztab szkoleniowy – trener z najwyższej półki - . Cieszę się, że ma okazję z nimi pracować. Ja też kiedyś mogłam trenować z obecnym trenerem reprezentacji Włoch – Massimo Barbolinim, Taismary Aguero, z Mirką Francią. Mimo tego że miałam 28, 29 czy 30 lat wciąż mogłam się czegoś nauczyć.
Z owoców tej nauki Polska już nie raz korzyści czerpała. Zobaczymy czy uczta talentu potrwa nadal! Powrót do listy