Bartłomiej Dąbrowski: z dnia na dzień wyglądamy coraz lepiej
TAURON LIGA: Nie tak dawno zespół był w kwarantannie, nie było okazji trenować, a teraz rozgrywki TAURON Ligi nabierają dla was tempa. Początkiem grudnia dochodzi też turniej we Włoszech Liga Mistrzyń.
BARTŁOMIEJ DĄBROWSKI (II trener Developresu SkyRes Rzeszów): Natężenie gry jest duże, ale tak naprawdę to skupiamy się na tym wszystkim z dnia na dzień. Po pierwsze, nie wiemy co się wydarzy ze strony rządu. Czy będzie ten lockdown całościowy, czy też nie. Wiemy, że zespoły wypadają z gry w trakcie tygodnia i trzeba być bardzo elastycznym w tym roku. My czasami dowiadujemy się chwilę przed z kim gramy. Nie narzekamy jednak, bo każdy ma takie same warunki. To jest jasne i nie mamy z tym żadnego problemu. Ciężko myśleć o tym co będzie za dwa tygodnie jak tak naprawdę nie wiemy, co się wydarzy jutro, czy pojutrze. Skupiamy się na najbliższym meczu, czy kolejnym treningu. Potrzebujemy ich teraz bardzo, bo przez 10 dni nie trenowaliśmy z piłką. Staramy się uzupełniać te braki, które powstały podczas okresu kwarantanny. Myślę, że idzie to do przodu. Z dnia na dzień wyglądamy coraz lepiej i staramy się wrócić do tego poziomu sprzed kwarantanny. Na pewno jeszcze chwilę czasu potrzebujemy. Cieszy to, że mimo tego wygrywamy i zdobywamy w kolejnych meczach trzy punkty.
- Jest pan zaskoczony, że od samego początku sezonu - mimo tych zawirowań z koronawirusem – zespół spisuje się tak dobrze i jest tak regularny?
- Nie chcę, żeby to zabrzmiało nieskromnie, ale nie jestem tym zaskoczony, dlatego, że wiem jak dobrze pracujemy. Pokazaliśmy to już w poprzednim sezonie, że ta nasza praca jest dobra i tak naprawdę nie mieliśmy większych wpadek. Raczej ta nasza gra była dość stabilna, pomimo grania w europejskich pucharach. Często się mówi, że jak ktoś gra w rozgrywkach europejskich i wraca po nich, to gra słabiej itd. Wydaje mi się, że w ub. sezonie nie zaliczaliśmy słabych meczów, a jeżeli były one słabsze, to nie na tyle, żeby tracić punkty i przede wszystkim przegrywać mecze, choć faktycznie parę punktów straciliśmy, bo tego „oczka” zabrakło nam w końcowym rozrachunku do Chemika. W tym roku ta nasza gra jest bardzo stabilna. Łapaliśmy rytm gry od pierwszego spotkania, choć być może nie wyglądało to super, ale z meczu na mecz było coraz lepiej. Podobnie to wyglądało w tamtym roku, więc nie jest zdziwiony, że dobrze się spisujemy. Jestem przekonany, że będziemy grać dużo lepiej z biegiem sezonu. Dziewczyny wykonują kapitalną robotę, my jako sztab szkoleniowy również. Tak więc to wszystko funkcjonuje bardzo dobrze, plus dobra atmosfera w zespole. Jak są wyniki, to wiadomo, że atmosfera jest bardzo dobra. Mamy to szczęście, że jest u nas 13 dziewcząt, które bardzo ciężko pracują, a przede wszystkim są bardzo ambitne. Wszystkie chcą grać i wygrywać. To jest jakby najistotniejsze, bo wtedy my możemy się skupić tylko i wyłącznie na typowej siatkówce, a nie jeszcze na sprawach mentalnych. To jest zespół 13 wojowniczek i mamy szczęście, że takie dziewczyny u nas grają.
- Mówi się, że waszym największym rywalem jesteście sami dla siebie. Zgodzi się pan z taka opinią?
- Myślę, że to trochę buńczuczne. Mamy naprawdę dużo pokory. Pokazujemy to z teoretycznie słabszymi zespołami. Gramy konsekwentnie, z koncentracją i do każdego meczu jesteśmy przygotowani równie dobrze jakbyśmy grali z mistrzem Polski, czy brązowym medalistą itd. Nastawimy się na każdego przeciwnika jakby to był mecz o wszystko dla nas. Myślę, że to też widać na boisku. Koncentracja jest prawie od początku do końca i stąd też są te punkty i siedem zwycięstw. Mam nadzieję, że tak będzie do samego końca. Naprawdę mamy chłodną głowę i nie jest tak, że za chwilę nam „palma odbije”, bo nie wiadomo co osiągnęliśmy. Skupiamy się na każdym kolejnym meczu. Jeżeli chcemy być mistrzem, to musimy wygrać z każdym. Nie ma znaczenia z kim gramy. Na pewno czujemy się mocni, pewni siebie, ale też jak wspomniałem, jesteśmy pełni pokory.
- Początkiem grudnia, jeśli nic się nie wydarzy złego, zaczniecie rywalizację w rozgrywkach Ligi Mistrzyń, która nie będzie taka jak w poprzednich sezonach. Zagracie dwa turnieje we Włoszech i Niemczech, co stawia was w mało komfortowych warunkach.
- Podoba mi się ten format, bo w sytuacji jaka jest teraz, będą cztery zespoły w jednym miejscu. W związku z tym będzie mniejsza obawa, że mecz będzie odwołany itd. Na pewno trudności są teraz jeśli chodzi o logistykę, bo nie wiemy do końca jaka będzie sytuacja z lotami. Może się okazać, że pojedziemy na te turnieje autokarem, a to jest jednak kawał podróży. Też trzeba przygotować trzy mecze, które będziemy grali jeden po drugim. Bardziej bym widział w tym utrudniania. Poza gospodarzem, który gra u siebie, zespoły będą miały takie same warunki. Uważam, że ta forma jest fajna i ciekawa. Pomaga nam to w ustaleniu terminarza i zaległych meczów ligowych, bo w sytuacji gdy gramy mecz i rewanż, to jest przecież o jedno spotkanie wyjazdowe więcej. A tak spotykamy się i w trzy dni rozgrywamy Ligę Mistrzyń. Przez to są dodatkowe terminy, żeby rozegrać zaległe mecze. Jak wszystko ma to swoje plusy i minusy, ale ja w tym widzę więcej tych pierwszych.
- Jednak w tej rywalizacji wypada wam atut gry we własnej hali, co jednak może mieć znaczenie?
- Oczywiście, że wolałbym grać w Rzeszowie przy pełnych trybunach. Jak są nasi kibice i jeśli przyjdzie ich na Podpromie kilka tysięcy, to ma to sens rozgrywania. Ich doping niesie nas z meczu na mecz i tego nam brakuje. W sytuacji, gdzie gralibyśmy u siebie, ale przy pustej, smutnej hali, gdzie jest „cicho”, to też nie jest nic przyjemnego dla zespołu. Być może gra na wyjeździe będzie dla nas jakimś też atutem. Hala jak hala; będziemy mieli tam trening dzień wcześniej, więc nie ma co narzekać.
Powrót do listy