AZS się nie poddaje
AZS Białystok pokonał KPSK Stal Mielec 3:0 (25:23, 25:14, 25:20) w meczu 16. kolejki PlusLigi Kobiet. MVP Channon Thompson.
W rywalizacji o utrzymanie liczy się każdy set. Z takiego założenia wyszły wyraźnie siatkarki AZS-u i w pierwszej partii, mimo wyraźnego prowadzenia mielczanek, do końca walczyły o korzystny wynik. Opłaciło się.
Stal lepiej weszła w mecz. Przy stanie 10:14 trener AZS-u, Czesław Tobolski, wykorzystał już swoją drugą przerwę. Jego podopieczne przede wszystkim słabo spisywały się w przyjęciu i nie miały szans na normalne rozgrywanie akcji. Przy serwisach Sylwii Pyci zrobiło się już 18:12 dla zespołu gości. Tobolski aktywnie szukał wyjścia z impasu. Za Aleksandrę Kruk weszła Joanna Szeszko, a na rozegraniu Ewa Cabajewska zastąpiła Lucie Muhlsteinovą. Akademiczki same jednak przede wszystkim musiały złapać właściwy rytm. Stopniowo im się to udawało. Po bloku Dominiki Sieradzan było 15:18, po asie Dominiki Kuczyńskiej (wróciła do gry po kontuzji) – 19:21. Kilka rewelacyjnych obron zanotowała Agata Durajczyk. Dało to gospodyniom okazję do kontr. Libero AZS-u była cichą bohaterką tego fragmentu meczu, co zauważyła potem Szeszko na konferencji prasowej.
- W odpowiednim momencie bardzo dobre obrony Agaty Durajczyk dodały nam wiary. Uwierzyłyśmy, że możemy wygrać – mówiła kapitan AZS-u.
Dystans do końca seta stawał się jednak coraz mniejszy, a Stal nadal miała minimalną przewagę. I wtedy Tobolski zaryzykował. W samej końcówce wpuścił na parkiet Channon Thompson. Młodziutka Trynidadka wprowadziła się znakomitym atakiem z sytuacyjnej piłki zmniejszając straty do punktu. Gdyby spudłowała byłoby 21:24... Za chwilę ciemnoskóre zawodniczki AZS-u popisały się trzema blokami z rzędu, jeden w wykonaniu Sinead Jack i dwa niesamowitej Thompson na Marzenie Wilczyńskiej. Niemożliwe stało się możliwe – jak u polskich piłkarzy ręcznych. Gospodynie wygrały 25:23.
- AZS odniósł zwycięstwo w bardzo dobrym stylu. My zaczęłyśmy dobrze, ale w pierwszym secie coś pękło. Nie tak sobie ten mecz zaplanowałyśmy. Miało być inaczej, a w pewnym momencie przestałyśmy realizować jakiekolwiek założenia. Musimy się pozbierać, by jeszcze zachować twarz – mówiła po meczu środkowa Stali, Sylwia Pycia.
Po takiej końcówce pierwszej partii, wypadki potoczyły się błyskawicznie. AZS złapał wiatr w żagle. Mielczanki były zagubione. Trener Jacek Wiśniewski robił zmianę po zmianie (m. in. weszła wracająca po kontuzji Dorota Pykosz), ale w przebiegu gry zmian to nie powodowało.
Przewaga nie była jednak jeszcze decydująca, póki na zagrywce nie pojawiła się Thompson. Niczym wyrzutnia rakiet posłała serię bomb na drugą stronę siatki. Dopisywało jej też szczęście, bo dwukrotnie piłka przetoczyła się po taśmie. Przy okazji Thompson też broniła i kończyła ataki z drugiej linii. Drugi set był teatrem jednej aktorki. To przedstawienie nie mogło się podobać grupce kibiców z Mielca. Od stanu 10:5 zrobiło się bowiem 18:5 i dopiero wtedy Trynidadka minimalnie przestrzeliła serwis. Mimo późniejszej chwili niefrasobliwości białostoczanki dowiozły wysokie prowadzenie do końca seta.
- Byłam bardzo pozytywnie nastawiona wchodząc na boisko. To prawda, że od razu skończyłam trudną piłkę. Poniosła mnie adrenalina! Mam nadzieję, że dalej tak będziemy grały. Nieważne, kto jest na boisku, a kto na rezerwie, liczy się dobro zespołu – mówiła Thompson.
„Stalówki” próbowały się podnieść. W trzeciej partii walczyły naprawdę ambitnie, ale popełniały zbyt dużo błędów. Dobre ataki Rity Liliom czy Wilczyńskiej zdarzały się rzadziej niż pomyłki i uderzenia łatwo blokowane przez akademiczki. AZS uciekł na kilka punktów przy serwisach Sinead Jack. Starsza z Trynidadek zagrała asa i było 7:3. Po chwili akademiczki schodziły na przerwę techniczną z pięciopunktową przewagą. Niesione dopingiem pozwalały rywalkom na coraz mniej. Przy stanie 17:8 Stal jeszcze raz zerwała się do walki, wygrywając z rzędu sześć akcji. Dwa razy celnie uderzyła Wilczyńska, mielczanki „zaczapowały” też wreszcie szalejącą Thompson, późniejszą MVP spotkania. Tą serię przerwała dopiero atakiem po prostej Jelena Kowalenko. Stal nadal miała jednak szansę skopiować pogoń AZS-u z pierwszego seta. Tyle, że gospodynie nie powtórzyły błędu rywalek. Do końca były skoncentrowane, utrzymały niewielki – ale wystarczający - dystans punktowy. Mecz zakończyła długa, piękna, obustronna akcja i udane minięcie Kowalenko.
- Gratuluję zwycięstwa, dobrej gry, a trenerowi AZS-u dobrych zmian. W pierwszym secie było 21:17 dla nas i nie potrafiliśmy skończyć żadnej piłki. To nasza bolączka w tym sezonie. Nie po raz pierwszy przegrywamy seta w takim stylu. Kolejne sety były następstwem końcówki pierwszego. Nie daliśmy rady wejść w swój rytm, a Channon Thommpson rozstrzelała nas zagrywką. Czekają nas baraże, musimy walczyć dalej. Dobrze byłoby uniknąć zajęcia 10. miejsca, bo drużyna startująca z tej pozycji ma dużo trudniej. Wolałbym nie spotykać się w barażach z AZS-em. To bardzo niewygodny przeciwnik. Widać też, że wszyscy tu w Białymstoku bardzo ciężko pracują na to, by klub utrzymał się w PlusLidze Kobiet – powiedział trener Stali, Jacek Wiśniewski.
Szkoleniowiec AZS-u, Czesław Tobolski, stwierdził: - Cieszymy się ze zwycięstwa, bo spodziewaliśmy się bardzo trudnej walki. W pierwszym secie mieliśmy problemy, ponieważ nasze przyjęcie było na niskim poziomie, około 30 procent. W kolejnych partiach nie poprawiło się znacznie, ale za to sami ostrą zagrywką zaczęliśmy utrudniać rywalkom poczynania. Dodam, że do zespołu wróciła Dominika Kuczyńska. Choć nie w pełni zdrowa, to na pewno jest wzmocnieniem. Podczas jej nieobecności godnie zastąpiła ją Ania Łozowska. Jednak gdyby Dominika była z nami cały czas, ten zespół grałby inaczej. Dziś świetną zmianę dała Channon. W końcówce pierwszego seta wpuściłem ją z pełną premedytacją. Obserwuję tą dziewczynę o dłuższego czasu. Ma niesamowite warunki motoryczne. Za rok, dwa będzie jedną z najlepszych atakujących w lidze.
Powrót do listy