Anna Werblińska: taki wynik dobrze wróży na przyszłość.
Finał Igrzysk Europejskich w Baku został przegrany przez polskie siatkarki w fatalnym stylu. - Liczy się wynik końcowy – zapewnia Anna Werblińska, przyjmująca biało-czerwonych, które po raz pierwszy od sześciu lat stanęły na podium dużej międzynarodowej imprezy.
orlenliga.pl: Przed wyjazdem do Baku, obiecywałyście walkę do samego końca i dotrzymałyście słowa. Odczuwacie niedosyt złota czy srebro w zupełności wam wystarcza?
Anna Werblińska: Na pewno pozostaje w nas jakiś niedosyt, choć gdyby ktoś przed Igrzyskami dawał mi medal, to brałabym go w ciemno. Trenowałyśmy ze sobą naprawdę bardzo krótko i jeszcze wciąż potrzebujemy czasu by się ze sobą lepiej zgrać. Każda z nas preferuje inny styl czy to jeżeli chodzi o atak, przyjęcie czy rozegranie. Dlatego na turnieju musiałyśmy się wzajemnie poznać. Z tego powodu niektóre mecze wyglądały naprawdę bardzo fajnie, a inne trochę gorzej. Teraz jednak nie musimy oceniać stylu, bo liczy się wynik końcowy. Jesteśmy z siebie bardzo zadowolone, choć ten niedosyt złota cały czas gdzieś jest. Myślę jednak, że mamy szansę stworzyć drużynę, którą będzie stać na podejmowanie walki, a to wszystko dobrze wróży na przyszłość.
- Srebrny medal w Baku to pierwsze podium żeńskiej reprezentacji od 6 lat. Czułyście, że ten turniej może być przełamaniem czy raczej żadna z was nie typowała aż tak dobrego wyniku?
- Bardzo chciałyśmy dobrze wypaść w całym turnieju. Jeżeli bardzo się chce i wierzy się w to, i jeżeli pracuje się z taką fajną drużyną, z fantastycznym sztabem, w którym panuje wzajemny szacunek i zaufanie, to nie trzeba chcieć niczego więcej, tylko trenować i grać mecze.
- Rozegrałyście osiem meczów, z czego połowę kończyłyście tie-brekami. Który rywal według Pani okazał się najtrudniejszy?
- Ciężko powiedzieć. Miałyśmy bardzo dobry start – 3:2 z Turczynkami, potem zagrałyśmy zupełnie zły mecz z Azerbejdżanem. Dalej nasza forma falowała, ale tak jak już mówiłam my dopiero się zgrywamy. Może w przeszłości grałyśmy z niektórymi zawodniczkami, ale moim zdaniem przed tak ważną imprezą, konieczne są wspólne treningi. Nie wskażę jakieś konkretnej drużyny, bo myślę, że wszystkie mecze sporo od nas wymagały i w każde spotkanie włożyłyśmy dużo serca. Finał, choć przegrany w kiepskim stylu, również wiele nas kosztował. Mecze to walka, więc walczy się o każdą piłkę i nie jest ważne czy się wygrywa czy przegrywa. Jestem dumna ze swoich koleżanek i cieszę się, że mogłam z nimi być.
- Wielu uczestników Igrzysk skarżyło się na wysokie temperatury, wtórowali im inni narzekający na trzygodzinną różnicę czasu i mecze o wczesnej porze. A co dla pani stanowiło w Baku największy problem?
- Ja jestem akurat ciepłolubna, więc upały nie stanowiły dla mnie żadnego problemu. Jestem bardziej alergikiem jeżeli chodzi o jedzenie i powiedzmy, że przez trzy tygodnie jadłam praktycznie to samo, więc w którymś momencie zabrakło mi apetytu. Starałam się to jakoś nadrabiać i mam nadzieję, że wagowo też jest okej (śmiech).
- Teraz przed kadrą World Grand Prix, potem poważny sprawdzian – mistrzostwa Europy w Belgii i Holandii. Kalendarz jest bogaty w wydarzenia…
- Na World Grand Prix kadra narodowa została przebudowana, bo większość dziewczyn, które były w Baku, ma czas na odpoczynek i regenerację. Podjęliśmy decyzję, że do światowego rankingu będziemy liczyć punkty z mistrzostw Europy i Igrzysk Europejskich, co jak się okazało było dobrym pomysłem. World Grand Prix będzie więc szansą dla nowych zawodniczek.