Anna Miros: lubimy się malować
Podczas zeszłotygodniowego spotkania w ramach akcji ERGO Hestia po godzinach Anna Miros i Lorenzo Micelli odpowiedzieli na przysłane przez pracowników oraz zadane w trakcie spotkania. Kibice mieli okazję dowiedzieć się o sopockiej kapitan i włoskim szkoleniowcu zespołu kilku ciekawych rzeczy.
Sopocka kapitan w pierwszej kolejności została zapytana o to, jak ważne jest dogadywanie się w obrębie drużyny.
Wydaje mi się, że tak jak na boisku zgranie jest bardzo ważne, tak i poza boiskiem ma to duże znaczenie. My, oczywiście jak czas na to pozwala i jest na to ochota, to spotykamy się razem i idziemy do kina, czy na zakupy. Nie wszystkie dziewczyny mają tu na miejscu rodzinę, męża czy chłopaka, więc miło spędzić nieraz wolny czas z kimś bliskim. Traktujemy siebie nawzajem jak rodzinę, więc wybieramy się poza treningami na wspólne wypady - mówi Miros. - Jeżeli chodzi o nas, dziewczyny, to wszystkie galerie tu, w Trójmieście mamy już obcykane. (śmiech) Spędzanie wolnego czasu zależy, rzecz jasna, także od zainteresowań. Jedne lubią w wolnym czasie pojeździć na koniach, pasją innych jest gotowanie, więc biorą udział w warsztatach kulinarnych. Inne dziewczyny studiują, więc w tym czasie wolnym mają jeszcze naukę. Tego czasu jest bardzo mało, ale zdarzają się wypady do restauracji na obiad czy kolację.
Czika odpowiedziała tez na frapujące pytanie, jak ważny jest dla siatkarek makijaż.
Każda kobieta lubi wyglądać ładnie, a jak jeszcze przychodzi sporo kibiców, którzy obserwują ten mecz, to większość dziewczyn się maluje i chce wyglądać ładnie. Zazwyczaj ten makijaż wystarcza na rozgrzewkę, (śmiech) ale dobre samopoczucie na rozgrzewkę też jest wskazane. Tym bardziej, jeżeli mecz jest telewizyjny, to robi się ten makijaż może trochę lepszy, mocniejszy, żeby tak szybko nie spłynął. Oczywiście paznokcie też muszą być zrobione, bo są widoczne w bloku. Mówiąc krótko: jak najbardziej – lubimy się malować na mecz - przyznała z uśmiechem. - Ogólnie przy dużej publiczności gra się lepiej, niż przy pustych trybunach. Czuje się ten doping i to jakoś niesie. Jak jest cisza na boisku i cisza na trybunach, to jest nieco gorzej.
Czy siatkarki dopinują siebie nawzajem?
U nas jest tak, że każda dopinguje każdą. Nie ma tak, że jedna strasznie wyróżnia się tym, że dopinguje bardziej lub mniej. To jest zależne od tego, jak w danym momencie czuje się fizycznie, czy jest mocna i to na pewno bardziej pomaga zdopingować tę, która w danym momencie źle się czuje. Przeważnie starsze zawodniczki w drużynie dopingują te młodsze albo im pomagają w drodze do lepszej pracy - mówi była mistrzyni Europy.
Kibice zapytali także, jak naprawdę wygląda powrót sportowca na boisku po przeziębieniu czy kontuzji.
Nawet po dwóch-trzech dniach przeziębienia jest trudniej wrócić, bo po leżeniu w domu jest się trochę niedotlenionym. Nawet po tak krótkim czasie potrzebny jest ten choćby jeden dzień, by czucie piłki wróciło. Już nie mówiąc o 2-3 tygodniach - ciężko jest później wrócić, choć oczywiście w końcu się wraca - wyjaśniła zawodniczka.
Praktycznie każdy sportowiec ma na poczatku kariery swój wzór do naśladowania. Taką postać miała także w swoim życiu kapitan PGE Atomu.
Od początku, gdy zaczęłam trenować, wzorowałam się na Agacie Mróz. To mój wzór i zawsze chciałam grac jak ona. Podobał mi się jej charakter na boisku i to, jak walczy. Tak samo walczyła też w życiu, poza boiskiem. To był mój wzór - zdradziła.
Do Miros powędrowało również pytanie o komunikację na boisku. Jak w międzynarodowym gronie porozumiewają się siatkarki?
Głównie mówimy po angielsku, choć trener czasem w ferworze treningu zaczyna mówić po włosku, co niektóre dziewczyny rozumieją. Do tych, które grały we Włoszech, trener mówi po włosku. My czasem też, zwłaszcza, że trener uczy się polskiego, zadajemy mu pytania po polsku i czekamy na odpowiedź - powiedziała z uśmiechem Miros i dodała: - W ferworze gry zazwyczaj odruchowo krzyczymy po polsku. Po takim czasie zawodniczki z innych krajów rozumieją już te podstawowe zwroty, słowa.
Anna Miros jest jedną z najbardziej rozpoznawalnych polskich siatkarek z pokolenia "złotek". Co sądzi na temat popularności?
Przyzwyczaiłam się do niej, ale gorzej, jak się wyjeżdża na wakacje i będąc w stroju kąpielowym ktoś podbiega i mówi „Mogę fotkę?”. Wtedy odpowiadam z uśmiechem, że może jednak później - śmieje się kapitan Atomówek. - U mnie jako kobiety działa jeszcze to, że jestem bardzo wysoka i nie ciężko mnie zauważyć, więc najpierw jest to wrażenie, że jestem wysoka, a później zastanowienie, że może grałam w siatkówkę, a następnie: a, to przecież ona! Ja się zresztą krępuję tym swoim wzrostem na co dzień, bo ludzie się strasznie patrzą i szepczą, ale na szczęście na boisku jakoś to się wyrównuje.
Przy temacie wzrostu nie mogło zabraknąć pytania o... numer buta.
Nie no, zależy jaka numeracja… - próbowała "zyskać na czasie" z uśmiechem Miros, a po chwili dodała: - Czasem się zdarzy 42,5, a czasem 44.
Na koniec do pochodzącej z Łańcuta siatkarce zadano pytanie o to, jakie ma zdanie na temat boiskowych prowokacji.
U kobiet nie zdarza się to na szczęście tak często, jak u mężczyzn. Takie dziwne pokazywanie przez siatkę „Mam cię!” czy coś takiego wydaje mi się nieprofesjonalne. Nie lubię tego i jest to dla mnie "niefajne" - zakończyła Czika.