Ambicja poparta argumentami - rozmowa z Moniką Ptak, środkową Impela Wrocław
Już w najbliższą niedzielę na dobre wystartuje nowy sezon Orlen Ligi. Wśród elity pań nie zabraknie Impela Wrocław, który będzie bronił brązowego medalu MP. Latem w klubie doszło do kilku zmian, choć niektóre osoby nadal sprawują swoje obowiązki. Wśród nich jest jedna z najlepszych środkowych Orlen Ligi Monika Ptak, we Wrocławiu grająca już od 4 lat.
Nowy sezon za rogiem, nie będziemy jednak wróżyć z fusów z cyklu: „które miejsce, itd.”. Zapytam po prostu, jakie masz przeczucia? Kilka spotkań zagranych, dwa turnieje zaliczone. Można już wyciągnąć jakieś prowizoryczne wnioski.
MONIKA PTAK: – Turnieje przedsezonowe rzeczywiście były dla nas dosyć udane. Przynajmniej ja tak je odbieram. W Karpaczu wygrałyśmy, w Szamotułach za to skończyło się na trzeciej pozycji, ale miałyśmy taką samą liczbę zwycięstw co dwie ekipy przed nami. Ogólnie mecze były dosyć wyrównane i wyglądało to dobrze. Taki prognostyk daje możliwość myśleć, że ten nadchodzący sezon będzie także wyrównany. Pojawiło się mnóstwo zespołów, które posiadają zawodniczki mające podobny potencjał. Wcześniej było tak, że był Chemik, długo, długo nic i kolejne ekipy. A teraz jest zespół z Dąbrowy, z Łodzi, myśląc o Budowlanych - choć jest jeszcze ŁKS - jesteśmy oczywiście my. Mówi się też o Rzeszowie w kontekście interesującej drużyny.
Umówmy się jednak, Chemik jest raczej nie do ruszenia. Tak pokazuje papier.
– Dla mnie Chemik mimo wszystko został osłabiony. Część gwiazd jest nadal w Policach i trzon jest utrzymywany na przestrzeni lat, ale kilka postaci odeszło. Myślę, że Chemik dostał trochę po uszach i rywalizacja będzie mocno zacięta. Mamy stosunkowo młody zespół, ja mam 26 lat i jestem czwartą w kolejności najstarszą zawodniczką w kadrze. Taki układ wiekowy może nam pomóc w tym sezonie.
Na pozycji środkowej jesteś najbardziej doświadczona w drużynie. Podpowiadasz koleżankom co i jak czy raczej obowiązuje zasada wzajemnej współpracy?
– Jedno jest ważne. Mimo tego, że gramy na tej samej pozycji i jest rywalizacja o miejsce na boisku, bardzo się lubimy. Spotykamy się nie tylko na treningach. Ja z Agnieszką mieszkam w pokoju, dogadujemy się świetnie. Potrafimy sobie też pomagać, każda z nas obserwuje drugą i potrafi podpowiedzieć: To zrób inaczej, to szybciej, przełóż ręce, itd. Typowo siatkarskie elementy, które można skorygować na podstawie treningów i grania w meczach. To wszystko jest fajne. Bo z jednej strony jest walka, w końcu każda chce grać, ale z drugiej jest dobra atmosfera, scalająca drużynę. Trzeba być przede wszystkim człowiekiem w całej tej układance. Jasne, trzeba pokazać charakter i walczyć o miejsce na parkiecie, ale to w końcu są twoje koleżanki z drużyny. Nie można o tym zapominać.
Wracając do wieku, sztab szkoleniowy też jest młody. Choć wydaje się, że to kolejny plus w perspektywie nadchodzącego sezonu.
– Myślę, że tak. Marek radzi sobie bardzo dobrze w nowej roli. W poprzednim sezonie powoli przejmował obowiązki pierwszego trenera. Przygotowywał odprawy typowo taktyczne, udzielał także wskazówek, co zrobić, żeby było dobrze. Nasz obecny trener jest chyba z 3 lata starszy ode mnie. Czyli jesteśmy we w miarę podobnym wieku.
Mogliście np. razem studiować.
– Rzeczywiście (śmiech). Zwracamy się do siebie po imieniu, tak było wcześniej. Marek wyszedł z inicjatywą, żeby zwracać się do niego w taki sposób. I pewna bariera została przełamana. Dla mnie to jest fajne, dzięki temu nie jesteśmy na takiej bardzo formalnej stopie. Rozmawiamy ze sobą jak partnerzy w pracy, którzy chcą osiągnąć wspólny cel.
Czas na odpowiedź na najbardziej nurtujące kibiców pytanie: Jak grają koleżanki z zespołu, które mają w dokumentach w punkcie narodowość: USA?
– Kto widział mecze podczas turniejów przedsezonowych, ten wie, jak to wygląda. A ten kto nie widział, miał okazję obserwować „Majkę” w Dąbrowie Górniczej. Tam zagrała bardzo dobry sezon. Wiemy jaki prezentuje poziom, na moje oko, bardzo wysoki jak na rozgrywającą. A Megan? To okrutnie skoczna dziewczyna. Ma mnóstwo siły i jeżeli tylko zdrowie jej pozwoli, z pewnością zamiesza w lidze.
Przeglądając informacje na temat Moniki Ptak odnalazłem sezon, w którym przyszło zadebiutować w elicie siatkarek w Polsce. Rok 2009, drużyna z Piły, a w kadrze również... Katarzyna Konieczna. Czyli we Wrocławiu doszło do spotkania po latach?
– Zgadza się. Z Kaśką wychodzi na to, że znamy się już siódmy rok. Faktycznie wtedy byłyśmy razem w klubie. Kaśka była jedną z czołowych zawodniczek w ekipie z Piły, ja za to wchodziłam do seniorskiej siatkówki. I byłam raczej do pomocy, taką młodziutką siatkarką. Nasza znajomość przetrwała jednak próbę czasu. Kaśka to bardzo pozytywna postać. Niejeden żart już wywinęła, ja również się nie uchowałam. Ale Kaśka ma takich charakter, lubi psoty.
Słyszałem, że młoda Konieczna - czyli córeczka atakującej Impela - też już robi furorę.
– (śmiech) Młoda Konieczna jest po prostu ulubieńcem wszystkich. Kto może, od razu zabiera ją na ręce, bawi się z naszą najmłodszą siatkarką. Śmiało można powiedzieć, że to taka maskotka drużyny.
W Impelu zaczniesz swój 4 sezon. Na koncie masz srebro i brąz MP. Zastanawiam się, który medal jest cenniejszy. Wicemistrzostwo oglądałaś z boku ze względu na poważną kontuzję, za to brązowy krążek wywalczyłaś w sezonie 2015/16 grając od deski do deski.
– Może to zabrzmi głupio, ale faktycznie, jeśli chodzi o to srebro, ja nie do końca się z nim identyfikuje. Byłam wówczas tylko osobą, która chodziła na treningi bez czynnego udziału w nich. Nie rozegrałam żadnego meczu, nie zdobyłam ani jednego punktu. Nie weszłam nawet na jedną zagrywkę. Powiem tak. Po srebrnym medalu płakałam z radości i rozżalenia, że coś mnie ominęło. A z brązu z ubiegłego sezonu płakałam tylko i wyłącznie z radości. Cieszyłam się bardzo. Dlatego też dużo bardziej lubię ten brązowy krążek.
Powrót do listy