Agnieszka Rabka: mogliśmy doprowadzić do tie breaka
Za nową trenerką Wisły Agnieszką Rabką debiut w Lidze Siatkówki Kobiet. Warszawianki w sobotę w Arenie Ursynów na inaugurację sezonu przegrały 1:3 z drużyną #VolleyWrocław. W najbliższą sobotę 19 października wyjazdowe starcie w Bydgoszczy.
Po zaledwie trzech treningach poprowadziła Pani zespól w meczu ligowym. Jak Pani oceni sobotnie starcie?
Agnieszka Rabka: W tym spotkaniu uciekło nam parę piłek w dwóch końcówkach setów. Jeśli nie popełnilibyśmy pewnych błędów i zagrali bardziej odważnie w tamtych akcjach, to myślę, że spokojnie mogliśmy doprowadzić w sobotę co najmniej do tie breaka. Graliśmy takim, a nie innym składem, ale nie ma co o tym dyskutować. Sądzę, że po części możemy być zadowoleni, bo we wszystkich setach byliśmy blisko. Wiadomo, że drużyna z Wrocławia jest na podobnym poziomie do naszego. Szkoda, że nie udało nam się rozegrać decydującej partii. Wtedy można było pokusić się o dwa punkty, a tak zostaliśmy z niczym. Tak to czasami bywa. Zabieramy się do pracy, aby to poprawić.
Po tym meczu jest w Pani więcej smutku czy optymizmu w kontekście kolejnych spotkań i tego, że dołączą zagraniczne zawodniczki?
Wydaje mi się, że to drugie. Na treningach, gdy miałam pełny skład, to wyglądało to troszkę lepiej. Nie mogę jednak nic złego powiedzieć o zawodniczkach, które grały w sobotę. Zostawiły dużo serca na boisku, była walka do końca, co pokazują wyniki setów. Zabrakło czasami decyzji w końcówce czy więcej szczęścia.
W najbliższą sobotę rywalizacja w Bydgoszczy. Co zrobić, żeby zwyciężyć?
Trzeba po prostu wygrać trzy sety i to najlepiej pierwsze. Musimy z naszym statystykiem Kubą Kulikowskim prześledzić dane z meczu z wrocławiankami i zobaczyć także, jak grają nasi najbliżsi rywale. W tym tygodniu będziemy pracować, aby przeciwniczkom popsuć jak najwięcej krwi.
Jeszcze kilka miesięcy temu była Pani zawodniczką DevelopResu SkyRes Rzeszów. Mocno się Pani denerwowała przed debiutem w nowej roli?
Na pewno było dużo stresu, a ostatnie noce były dla mnie dość krótkie. Mam nadzieję, że będziemy coraz lepiej dogadywać się z zespołem i będzie to wyglądało jeszcze korzystniej.
Stres był porównywalny do tego, gdy wychodziła Pani na parkiet?
To są całkiem inne emocje. Stres, który był w czasie, gdy byłam zawodniczką, był zupełnie odmienny. Gdy zaczynałam spotkanie na boisku, to on mijał praktycznie po dwóch, trzech piłkach. Tutaj natomiast napięcie utrzymywało się u mnie przez cały mecz. Najgorsze jest to, że prawie nic nie jest zależne ode mnie. To zespół gra i jest w środku akcji. Ja mogę im tylko pomóc dopingiem i radą. Nic nie leży w moich rękach, a wcześniej dużo rzeczy zależało ode mnie, bo byłam rozgrywającą. Oczywiście fizycznie jestem na pewno mniej zmęczona, ale psychicznie odwrotnie.