Agnieszka Kąkolewska: wszystko jest w naszych rękach
Impel przegrywa z Polskim Cukrem Muszynianką 0-2 w play off o brązowy medal ORLEN Ligi. Jednak wrocławianki zamierzają odrobić straty i wrócić do Muszyny na piąte spotkanie. Rezultaty spotkań siatkarek ze stolicy Dolnego Śląska w znacznym stopniu będą zależeć od formy Agnieszki Kąkolewskiej, która mówi o przebiegu swojej kariery. Środkowa Impelu została powołana do kadry narodowej.
- Z rodzinnego Poznania do SMS-u w Sosnowcu wyjechałaś, gdy byłaś bardzo młoda. To była trudna decyzja? Rodzice nie mieli nic przeciwko?
- Miałam propozycję, żeby wyjechać już po drugiej klasie gimnazjum, ale stwierdziłam, że jednak skończę tę szkołę w Poznaniu. Może jeszcze nie byłam na to gotowa. W Sosnowcu spędziłam trzy lata – czas liceum. Rodzice zawsze akceptują moje decyzje i mnie popierają. Ufają mi, mogę na nich liczyć.
- Kiedy wybierałaś Wrocław, miałaś jeszcze jakieś inne propozycje?
- Tak – były inne opcje, ale Wrocław z wielu przyczyn był tą najlepszą. Uznałam, że tu są dobre warunki do dalszego, sportowego rozwoju. Podejmując decyzję o klubie, raczej nie patrzy się, jakie to miasto – Muszyna, Police, czy Wrocław. Nie o to przecież chodzi, by przyjemnie spędzać wolny czas, ale o to, żeby się rozwijać. Patrzy się na zespół, trenera, koleżanki z drużyny. Pewnie jakieś znaczenie mają studia, bo w tej chwili jestem na drugim roku. Oczywiście Wrocław bardzo mi się podoba i mogłabym tu mieszkać kiedyś na stałe. Teraz jednak nie jest to najważniejsze.
- Masz jakieś ulubione miejsce we Wrocławiu?
- Z całą pewnością – w porównania do Poznania czy Sosnowca – tutaj wiele się dzieje. Nie można się nudzić. Nie mam jednego ulubionego miejsca. Lubię jednak odkrywać nowe rzeczy.
- Co ostatnio odkryłaś?
- Wrocławski Bazar Smakosza, Baza Smaku na Krzyckiej. Jak tylko mam okazję, to się tam wybieram. Póki co to nie słyszałam o podobnych miejscach w innych miastach.
- Po co tam się wybierasz?
- Oczywiście, żeby coś kupić, ale też bardzo lubię tę atmosferę. Można się oderwać od rzeczywistego świata. Tam jest dużo naszych kibiców – wszystkich pozdrawiam (śmiech).
- A lubisz food-trucki (samochody, z których sprzedaje się jedzenie – red.)?
- To też fajna sprawa. Kolejna fajna inicjatywa, którą spotkałam we Wrocławiu.
- Co sama lubisz gotować?
- Lubię próbować nowych rzeczy. Rzadko kiedy powtarzam przepisy. Sama czasem też wymyślam, ale szukam też ciekawych pomysłów w internecie. Mam pełno zapisanych zakładek w przeglądarce (śmiech).
- We Wrocławiu zajmuje Cię jeszcze studiowanie. W poniedziałek – po powrocie z Muszyny – pisałaś rano kolokwium. Co studiujesz?
- Coach Fitness & Wellness na Wyższej Szkole Zarządzania i Coachingu. To szkoła, która pozwala na łączenie nauki i grania na najwyższym poziomie, dlatego wszystkim ją polecam. Rok temu wyjechałam w maju na kadrę, a wtedy przecież trwała sesja. Na szczęście mogłam to zaliczyć później.
- Kiedy Ty się uczysz?
- Często jadąc na mecz, albo gdy z niego wracamy.
- Kierunek studiów jest związany z tym, co chciałabyś robić w przyszłości, czy jeszcze o tym nie myślisz?
- Chciałabym iść w stronę sportu, ale w tej chwili skupiam się na graniu. To jest dla mnie najważniejsze.
- W ORLEN Lidze w tej chwili nie ma żadnej kobiety-trenera. Jak myślisz – czym to jest spowodowane? Może to jest dobra droga dla Ciebie?
- A właśnie ostatnio rozmawiałam z kimś, kto mnie nakłaniał żebym zmieniła ten stereotyp (śmiech). Nie wiem jednak, czy kobieta dogadałoby się z kobietami. To gdzieś leży w psychice (śmiech). To byłoby duże wyzwanie.
- Może praca z dziećmi?
- Do tego trzeba mieć podejście. Fajna sprawa, ale nie wiem, czy miałabym tyle cierpliwości.
- Gdzie chciałabyś kiedyś na stałe osiąść z rodziną?
- Wrocław bardzo mi się podoba, więc całkiem możliwe, że właśnie tutaj. Teraz jestem jeszcze młoda, więc pewnie będę miała milion pomysłów.
- Wciąż masz szanse, by w drugim roku swojej gry we Wrocławiu wywalczyć drugi medal. Jak oceniasz szansa na to, by w weekend odrobić straty z Muszyny?
- Wszystko jest w naszych rękach. Muszyna nas niczym nie zaskoczyła. Bardziej my byłyśmy dla siebie niespodzianką (uśmiech). Niewiele trzeba, żeby wygrać, bo są potrzebne naprawdę małe zmiany, by to zaskoczyło i byśmy grały tak jak przeciwko Chemikowi czy z Bielskiem. Gdybyśmy tak grały w Muszynie, to spokojnie zanotowałybyśmy tam zwycięstwa. Sytuacja jest taka, że albo wygrywamy wszystko, albo nie wygrywamy nic.
- Tylko kwiaty – jak mówi wasz trener.
- No tak (śmiech).
- Atmosfera we Wrocławiu Wam pomaga, czy to tylko kwestia dyspozycji dnia?
- Wiadomo, że my na boisku skupiamy się na grze, ale gdy atmosfera w Orbicie jest taka jak w meczach z Aluprofem czy Policami, to my to wszystko czujemy. Pomaga nam taki hałas.
- Gdybyś miała porównać Orbitę do pozostałych hal w Polsce, to jak to wygląda z perspektywy siatkarki?
- W Muszynie jest bardzo mała hala i mi się tam gra dość trudno. Zwłaszcza na zagrywce, kiedy kibice uderzają w bębny. Z drugiej strony miasto mniejsze i nie ma też tak dużo fanów na meczach. Łódź i Sopot mają duże hale, ale nie gra się tam tak dobrze, jak we Wrocławiu. Orbita ma taką pojemność, że można ją wypełnić do tego stopnia, iż ma się wrażenie, że brakuje już miejsc.
- A jak to wygląda za granicą? W Turcji faktycznie zawsze jest taki żywiołowy doping?
- Różnie to wygląda. Wszystko zależy chyba od klubu. Jeśli chodzi o wyjazdy z reprezentacją, to chyba Peru było najbardziej egzotyczne. Ciekawie też było w Chinach rok wcześniej – zupełnie inny klimat. No i Brazylia.
- Lubisz podróżować?
- W tej chwili marzę o tym, żeby pojechać gdzieś, gdzie jest słońce i plaża (śmiech).
- A gdybyś miała kiedyś wyjechać do innego kraju grać w siatkówkę, to co – Włochy?
- No tak – to jest dobry kierunek, ale wiadomo, że wszystko zależy od ofert. Póki co, to chciałabym jednak tutaj nabrać jeszcze doświadczenia.
- Jak podchodzisz do egzotycznych wyjazdów – liga chińska, Brazylia?
- Ciekawa przygoda, ale przede wszystkim to zupełnie inna siatkówka. Duże wyzwanie. Nie chciałabym chyba nigdy grać tylko w Rosji (śmiech).
- To byłaby pewnie jednak finansowo bardzo korzystna oferta...
- Nie jestem taką chytrą poznanianką (śmiech).