Agnieszka Kąkolewska: Liderka? To za duże słowo...
Polskie siatkarki dziś po południu wróciły z Korei i bezpośrednio z lotniska udały się do Szczyrku, gdzie będą przygotowywać się do turnieju finałowego World Grand Prix w czeskiej Ostrawie. W półfinale II dywizji biało-czerwone zmierzą się z gospodyniami – Mamy okazję do rewanżu za kwalifikacje, a to wzbudza w nas szczególną motywację – przyznała Agnieszka Kąkolewska, środkowa reprezentacji Polski.
ORLENLIGA.PL: Po fazie grupowej macie imponujący bilans siedmiu zwycięstw i dwóch porażek. Dwukrotnie jednak uległyście tej samej ekipie – Korei. Czujecie euforię czy niedosyt?
AGNIESZKA KĄKOLEWSKA: Chyba jednak niedosyt, bo zdajemy sobie sprawę z tego, że Korea była naszym głównym przeciwnikiem. To tak naprawdę jedyny zespół, który prezentował siatkówkę na wysokim poziomie. Miałyśmy nadzieję, że wyciągniemy wnioski z pierwszego spotkania i że w Azji mecz ułoży się po naszej myśli. Nie udało nam się jednak tego założenia zrealizować. Spotkanie było bardzo wyrównane, ale cały czas czegoś nam brakowało. Na szczęście nie zaważyło to na końcowym wyniku, bo i tak awansowałyśmy do finału. To jest dla nas najważniejsze. Mam nadzieję, że w Final Four w Czechach zbierzemy wszystkie swoje siły i zagramy tak jak potrafimy najlepiej.
Co było tą szczególną siłą Korei, której nie udało wam się zatrzymać – inny styl siatkówki?
AGNIESZKA KĄKOLEWSKA: Chyba tak… Inny styl siatkówki zrobił różnicę, bo Koreanki świetnie organizują się w obronie - są zespołem bardzo dobrze poukładanym w tym elemencie i tak naprawdę na nim bazują. W ataku z kolei grają bardzo rozważnie i popełniają mało błędów. Cały czas „szanują” piłkę i czasami wolą ją zwyczajnie przebić i czekać, aż przeciwnik się pomyli, niż w zamieszaniu i z własnej winy stracić punkt. Jest to więc inny styl gry, którego my poniekąd musiałyśmy się nauczyć, choć chyba nie do końca nam to wyszło. Przed nami jednak nowy przeciwnik, którym jest reprezentacja Czech. Ta ekipa jest nam znana, bo miałyśmy okazję grać z nimi w tym sezonie.
Będziecie chciały wziąć rewanż za mecz na Torwarze?
AGNIESZKA KĄKOLEWSKA: Tak, mamy okazję do rewanżu za przegraną w kwalifikacjach do mistrzostw świata. Pamięć o tym meczu wzbudza w nas pozytywną agresję i motywację.
W ostatnim czasie wyrosła pani na liderkę na środku naszej reprezentacji. Spodziewała się pani tego?
AGNIESZKA KĄKOLEWSKA: Dziękuję za pochwałę, ale myślę, że liderka to za duże słowo… Cały czas widzę swoje braki, jednak dostrzegam też, że mój rozwój idzie w dobrym kierunku. Aczkolwiek ciągle bardzo wiele mi brakuje.
W Ostrowcu Świętokrzyskim trener Jacek Nawrocki powiedział, że formuła Grand Prix sprzyja temu, by ostateczne zwycięstwo odnosiła nie najlepsza poziomowo drużyna, ale ta która najlepiej znosi różnice czasowe. Zgadza się pani z tym?
AGNIESZKA KĄKOLEWSKA: Tak… W ciągu ostatnich dwóch tygodni zderzyłyśmy się z różnicą czasową wynoszącą dwanaście godzin! To rzeczywiście jest bardzo odczuwalne. Kolumbijki, z którymi walczyłyśmy w Korei, miały za sobą czterdziestogodzinną podróż. My kiedy wracałyśmy z Argentyny też miałyśmy podobną przeprawę. Zdecydowanie te warunki dają o sobie znać i dlatego tak duży nacisk kładziemy na regenerację.
Obecna formuła turnieju Grand Prix ma niedługo przejść do historii. Nowym tworem będzie Liga Światowa kobiet, rozgrywana na nieco innych zasadach. Popiera pani tą zmianę?
AGNIESZKA KĄKOLEWSKA: Są to kwestie na które nie mam wpływu i w ten sposób do nich podchodzę. Jedyną różnicę jaką odczujemy już w Czechach będzie inna stawka turnieju finałowego. Z drugiej strony możemy też zagrać na nieco większym spokoju, choć oczywiście naszym celem w Ostrawie jest zwycięstwo. Myślę, że zmiany, które zostaną wprowadzone będzie można ocenić po przyszłym sezonie, bo dopiero wtedy będziemy wiedzieli na jakiej materii pracujemy.
Jak będą wyglądać wasze najbliższe dni?
AGNIESZKA KĄKOLEWSKA: Dzisiaj tak naprawdę cały dzień spędzimy w podróży, bo prosto z lotniska jedziemy do Szczyrku. Przez te długie przejazdy nie możemy dostać wolnego, bo odstępy między poszczególnymi rundami nie są zbyt duże. Jutro czekają nas dwa treningi, w czwartek też pewnie jakiś będzie. Wiemy, że jesteśmy już na ostatniej prostej i choć zbyt wiele już nie wypracujemy, nie możemy pozwolić sobie na rozleniwienie i dodatkowe dni wolne. W czwartek po treningu jedziemy do Ostrawy. Na szczęście ze Szczyrku nie jest już tak daleko, dlatego niewątpliwym plusem jest to, że nie czeka nas kolejne wielogodzinna podróż.