Zgodnie z planem
W PlusLidze Kobiet rozpoczął się play off, a więc to co kibice lubią najbardziej. Ponieważ sezon jest krótszy niż zwykle, gdyż trzeba dać czas kadrze na przygotowanie do olimpijskich kwalifikacji, w ćwierćfinale play off drużyny grają tylko do dwóch zwycięstw. To też potęguje emocje, gdyż margines błędu jest niewielki, a każde spotkanie ma wielką wagę. Spodziewano się więc zaciekłej walki, ale pierwsze spotkania zakończyły się jednak zgodnie z powszechnymi oczekiwaniami.
W PlusLidze Kobiet cztery drużyny uznawane za faworytów potwierdziły prognozy. Czterej finaliści Pucharu Polski prawdopodobnie w komplecie znajdą się też w kolejnej rundzie, by walczyć ze sobą o medale. BKS Aluprof, Muszynianka, Atom Trefl i Tauron Dąbrowa Górnicza odniosły cenne zwycięstwa wyjazdowe i teraz mając dwie szanse u siebie na zwycięskie zakończenie tego etapu zapewne nie zmarnują okazji. Choć w sporcie niczego przesądzać nie należy i nikomu odbierać szans.
Zwycięstwa przyszły jednak nie wszystkim łatwo. Atom Trefl i BKS Aluprof dosłownie rozbiły swych rywali, wygrywając w trzech setach. Za to zarówno Tauron jak i Muszynianka dopiero po ciężkiej pięciosetowej walce udowodniły wyższość nad swymi przeciwnikami. W tej fazie rozgrywek liczy się już tylko zwycięstwo, a wyniki w setach nie mają już znaczenia. Zobaczymy co będzie się działo w meczach rewanżowych, ale zaliczka jaką faworyci uzyskali na boiskach rywali, jest niezwykle istotna.
Rozgrywki o mistrzostwo Polski muszą osłodzić kibicom naszych drużyn niepowodzenia w europejskich pucharach. Po dobrym początku w europejskich rozgrywkach niestety wszystkie nasze nadzieje na sukcesy zostały dość brutalnie rozwiane. Muszynianka przegrała gładko z Cannes. Dzielnie walczył Atom w Lidze Mistrzyń i BKS Aluprof w Pucharze CEV, ale w „złotych setach” straciły szanse. Jedyną kobiecą drużyną jaka nam pozostała w pucharowych szrankach jest już tylko Impel Gwardia Wrocław, która walczy w Challenge Cup. Zresztą Gwardia pokazała, że ich dobra gra w Europie to nie przypadek i sprawiła masę kłopotów Muszyniance, prowadząc nawet 2:1 w setach. Podobnie dzielnie walczyła drużyna PTPS Piły, która napędziła sporo strachu niedawnemu triumfatorowi Pucharu Polski, czyli Tauronowi MKS Dąbrowa Górnicza.
Sporą niespodzianką tych ćwierćfinałów był niespodziewany powrót na ligowe boiska Ewy Kowalkowskiej. Wielokrotna niegdyś reprezentantka Polski chciała pomóc swemu bydgoskiemu klubowi w odniesieniu zwycięstwa, ale razem z koleżankami musiała jednak przełknąć gorycz porażki. Po niespodziewanym zakończeniu kariery niedawno przez Dorotę Świeniewicz, teraz obserwujemy niespodziewany powrót innej gwiazdy polskiej siatkówki. Kowalkowska w kadrze grała w gorszych dla kadry latach, nie zdobywała z nią medali na wielkich imprezach. Przeszła za to do historii kobiecej kadry jako pierwsza zawodniczka, która na mistrzostwach Europy dostała indywidualną nagrodę. Kowalkowska na nieudanych dla Polski mistrzostwach Starego Kontynentu we Włoszech w 1999 r. została bowiem wybrana najlepiej zagrywającą siatkarką turnieju. To szczególne wyróżnienie było przez wielu kibiców kobiecej siatkówki dobrze zapamiętane. W kraju natomiast zdobyła wszystkie możliwe tytuły, ale chyba kolejnego medalu mistrzostw Polski już teraz do swej bogatej kolekcji nie dorzuci.
Przed nami spotkania rewanżowe, które zapowiadają się na „czystą formalność” i przypieczętowanie awansu faworytów. Ciekawe jednak jak podejdą do tego zespoły z dalszych miejsc w tabeli sezonu zasadniczego. Czy porażki na własnym parkiecie odebrały im już wiarę w możliwość awansu czy też „podejmą rękawicę” i spróbują sprawić nam niespodziankę? Walczyć trzeba do końca, bo dopóki jest szansa należy robić wszystko by ją wykorzystać.
Prawdziwe emocje szykują się jednak dopiero w kolejnej rundzie gdzie już toczyć się będzie walka o medale i miejsca w wielkim finale. Na razie wszystko wskazuje na to, że jednak skład półfinalistów będzie taki sam jak przed rokiem. Zobaczymy.
Krzysztof Mecner