Tęsknota za „złotkami”
Minęło właśnie 10 lat od czasu gdy nasza żeńska reprezentacja w dramatycznych okolicznościach obroniła tytuł mistrza Europy. Po dekadzie nasza reprezentacja znów walczy w mistrzostwach Starego Kontynentu, ale oczywiście czasy się zmieniły i Polska w żeńskiej siatkówce znacznie obniżyła loty. Polki na szczęście wyszły z grupy eliminacyjnej po wygranej ze Słowenią i zagrają teraz najpierw w meczu barażowym z Białorusią, a jeśli wygrają w ćwierćfinale z gospodyniami mistrzostw Holandią. Marzyć o medalach w 2015 r. jest trudno, ale w sporcie przecież wszystko jest możliwe i czekamy na te mecze w dużym napięciu.
Od drużyny Andrzeja Niemczyka w 2003 r. zaczęła się „nowa era” w polskiej siatkówce. Po 20 latach dotkliwego kryzysu, znów o polskiej siatkówce zaczęło być głośno. Ten tytuł mistrza Europy w 2003 r. był dla wszystkich ogromnym zaskoczeniem i przyjęto go z niedowierzaniem. Przecież rok wcześniej Polki już w eliminacjach kończyły udział w mistrzostwach świata po porażce z Grecją.
Te mistrzostwa Europy w 2003 r. były zupełnie niesamowite. Pamiętam, że gdy Polska przegrała wtedy mecz z Włochami, szanse na grę w półfinale wydawały się „marzeniem ściętej głowy”. Pracowałem wtedy jeszcze w redakcji „Sportu” i nawet nie miałem ochoty oglądać meczu Bułgaria – Włochy, nie wierząc, że może się w nim coś nieoczekiwanego wydarzyć. Tymczasem Bułgarki wygrywając mecz sprawiły Polkom piękny prezent, a potem Polki ograły Czeszki i awansowały do grona najlepszych. Potem był dramatyczny mecz z Niemkami i popis Małgorzaty Glinki i jednostronny finał z Turcją. To były piękne i niezapomniane chwile.
W 2005 r. też było dramatycznie. Zwłaszcza półfinału z Rosją nie sposób nie pamiętać. Prowadziliśmy 2:0 w setach i mieliśmy kilka meczboli w trzecim secie, a jednak to wszystko skończyło się dopiero w tie-breaku, gdy przy wyniku 21:20 arbiter odgwizdał Rosjance przełożenie rąk nad siatką. A finał tak jak dwa lata wcześniej był już popisem Polek, które pewnie ograły Włoszki.
Wydawało się, że będziemy jeszcze wiele lat liczyć się w walce o medale. „Złotka”, bo tak nazwano zespół Niemczyka, były wtedy jeszcze młode i pełne zapału. W 2007 r. pod kierunkiem Marco Bonitty doskonale graliśmy, ale tylko do fazy półfinałowej i zostaliśmy bez medalu. W 2009 r. jeszcze zdobyliśmy brązowy medal na mistrzostwach rozgrywanych w naszym kraju, ale już wówczas pojawiły się głosy, że… to wynik ponad stan. Niestety kolejne lata były nieudane dla naszej reprezentacji i te rozgrywane obecnie mistrzostwa miały dać odpowiedź czy wychodzimy z ciężkiego kryzysu.
Jacek Nawrocki postawił generalnie na doświadczone zawodniczki, które miały gwarantować odpowiedni poziom. Bełcik, Skowrońska czy Pycia pamiętają jeszcze przecież jak zdobywały tytuły mistrza Europy.
Polki w konfrontacjach z Włochami i Holandią miały doskonałe chwile, ale niestety bardzo krótkie. Wygrywaliśmy w dobrym stylu z tymi zespołami sety, ale nie byliśmy w stanie wygrać meczu.
By marzyć w tym roku o medalu ME trzeba będzie ograć nie tylko Białoruś, co wydaje się być realne, ale również Holandię. Gospodynie są znakomicie przygotowane do mistrzostw, a ich gładka wygrana z Włochami jest tego dowodem. W czasie meczu Polska – Holandia kamera wyłowiła na trybunach nie tylko legendarnego rozgrywającego Petera Blange’a, ale też znacznie mniej znanego z kariery siatkarskiej (grał na ME w 1987) Berta Godekoopa. Ten ostatni w 1995 r. zdobył pierwszy i jedyny do tej pory mistrzowski tytuł dla Holandii (potem bez większych sukcesów prowadził też męską kadrę). Teraz Holenderki po 20 latach znów są gospodarzem mistrzostw i znów wielu widzi w nich wielkiego faworyta mistrzostw. Pokonać taką przeszkodę będzie naszym siatkarkom bardzo trudno, ale przecież nie można się poddawać. Za czasów gdy Niemczyk obejmował kadrę, też wydawało się niemożliwe pokonanie np. Rosjanek, a nasze „złotka” przecież tego dokonały.
Tęsknimy za tamtymi sukcesami żeńskiej siatkówki i dlatego wciąż wierzymy, że ta nasza kadra nawiąże do tych już dość odległych czasów.
Krzysztof Mecner