Tęsknota za turniejami
Z pięciu polskich kobiecych drużyn, które w sezonie 2010/2011 rozpoczęły przygodę z europejskimi pucharami w szrankach pozostała już nam tylko jedna. Dość nieoczekiwanie honoru naszej żeńskiej siatkówki skutecznie broni MKS Tauron Dąbrowa Górnicza, która odniosła wielki sukces awansując do półfinału Pucharu Konfederacji (CEV). Podopieczne Waldemara Kawki wywalczyły ten awans po dramatycznym boju na własnym parkiecie z wicemistrzem Francji – Mulhouse.
Z tym rywalem dąbrowianki grały już przed rokiem w eliminacyjnej grupie Ligi Mistrzyń i dwa razy łatwo wygrały. Gdy łatwiutko wygrały też pierwsze spotkanie w Miluzie, wydawało się, że żadnych emocji w Dąbrowie Górniczej nie będzie. Tymczasem emocji było co niemiara, zespół z Francji miał dwa meczbole w tie-breaku i dąbrowianki niemal „cudem” uratowały się przed koniecznością grania „złotego seta”. Miluza tym razem grała znakomicie w czym wielka też zasługa polskich siatkarek Dominiki Sieradzan i Anny Rybaczewskiej (córka naszego mistrza olimpijskiego z francuskim paszportem). Jak mówiła mi po meczu Teresa Worek, która w Miluzie pełni rolę II trenerki, jej zespół we Francji praktycznie wszystkie mecze wygrywa po 3:0, a ze znakomitą drużyną z Cannes w zasadzie nikt nie ma szans. I tego ogrania w decydujących momentach francuskiej drużynie zabrakło.
Dla MKS Tauron awans do półfinału europejskiego pucharu jest wielkim wyczynem. Wydawało się, że kolejnym rywalem w drodze po trofeum siatkarek z Dąbrowy Górniczej będzie legendarna drużyna Foppapedretti Bergamo – wielokrotny triumfator Champions League. Tym bardziej, że Piccinini i jej koleżanki na własnym parkiecie rozgromiły Dynamo Krasnodar. W pucharach jednak nie można być niczego pewnym. Bergamo przegrało rewanż, przegrało też „złotego seta” i wielki zespół pożegnał się z rozgrywkami. A to sprawia, że szansa na grę w finale MKS Tauron wydaje się realna.
W tym roku CEV zrezygnował z organizowania turniejów finałowych (tzw. Final Four) we wszystkich rozgrywkach poza Ligą Mistrzów. I stąd chyba „efekt propagandowy” jest nieco mniejszy. Gra w turnieju finałowym to zawsze dla każdego zespołu wielkie przeżycie, a tak wrócono do tradycji. Na tej obecnie obowiązującej zasadzie rozgrywano pierwsze edycje Pucharu Europy w latach 1961-1972. Dlatego w Polsce dwa razy rozgrywano finał Pucharu Europy w 1961r. i 1963r., bo na ten szczebel rozgrywek docierała słynna nasza drużyna AZS AWF Warszawa (przegrywała niestety finałowe dwumecze z Dynamo Moskwa). Według ubiegłorocznych przepisów MKS grałby właśnie w takim turnieju finałowym, co z pewnością byłoby dla siatkarek tego młodego klubu ogromnym wyzwaniem.
Spotkanie z Teresą Worek, niegdyś ikoną Czarnych Słupsk i reprezentacji Polski właśnie przypomniało mi wyjazd ze słupszczankami do Muenster w 1992 r. na finał Pucharu Zdobywców Pucharów, co wówczas w latach ciężkiego kryzysu naszej klubowej siatkówki było ogromnym sukcesem. Ten turniej stał zresztą na znakomitym poziomie, a wygrały go gospodynie po dramatycznym finale z prowadzoną przez słynnego dziś Bernardo Rezende Perugią. Czarne były wówczas o włos od zdobycia brązowego medalu. Przyjemność grania w takim turnieju finałowym ominie niestety dzielny zespół z Dąbrowy Górniczej.
I tak jednak sukces jest spory, bo awans do półfinału tak doskonale obsadzonego pucharu to jeden z największych sukcesów w historii klubu z Dąbrowy Górniczej. I wcale nie jest powiedziane, że na tym etapie ta przygoda musi się zakończyć. Przy tym systemie rozgrywek, gdzie często decyduje ten osławiony „złoty set” wszystko się może zdarzyć, a rosyjski zespół wcale więc nie musi być zaporą nie do przejścia. W finałowym dwumeczu Pucharu CEV jest już męska drużyna ZAKSY Kędzierzyn. Miejmy nadzieję że dąbrowianki również w takim dwumeczu zagrają. Już za niespełna dwa tygodnie MKS zagra z Dynamem pierwsze spotkanie. I ten mecz zapowiada się szalenie ciekawie. Trzymamy kciuki.
Krzysztof Mecner