Rozczarowanie
Mistrzostwa Europy kobiet wkraczają w decydującą fazę. W najlepszej czwórce europejskich drużyn nie znalazła się niestety reprezentacja Polski. Podopieczne Piotra Makowskiego dość pewnie wprawdzie wyszły z grupy eliminacyjnej, ale w meczu z Włoszkami o awans do ćwierćfinału nie miały nic do powiedzenia. Zakończyły mistrzostwa na odległym 11. miejscu, najgorszym od wielu lat.
Osobiście liczyłem, że Polki trafią do najlepszej ósemki, a potem może uda im się zagrać jakiś wielki mecz i sprawić niespodziankę. Wyniki w World Grand Prix i innych tegorocznych potyczkach nie dawały bowiem wielkich nadziei na medale. Pisałem przed turniejem, że kluczowy jest inauguracyjny mecz z Czeszkami. Niestety przegraliśmy go w tie-breaku Może po zajęciu drugiego miejsca szanse byłyby większe. Polki ograły w tych mistrzostwach jedynie Bułgarię, która najwyraźniej nie wytrzymała presji i z nami zagrała bardzo słabo. Jedenaste miejsce chyba nie odzwierciedla pozycji polskich siatkarek w Europie, ale niesie za sobą dalsze konsekwencje. Do kolejnych ME trzeba się będzie kwalifikować i na razie wielkiego powodu do optymizmu nie ma.
W ME w ostatnich latach mieliśmy świetne wyniki. Cztery razy z rzędu graliśmy w półfinałach, a dwa lata temu w ćwierćfinale. Teraz cofnęliśmy się do czasów, gdy Polska mocno odstawała od najlepszych. 25 lat temu kobiecą siatkówką rządziły Rosjanki, Niemki, Holenderki, potem doszły do tego grona Chorwatki. W 1993 r. jedyny raz nie zagraliśmy w turnieju. Wyeliminowały nas wówczas właśnie Chorwatki, mające w składzie „objawienie” światowych parkietów Barbarę Jelic, i naturalizowane trzy rosyjskie mistrzynie olimpijskie z Seulu (Parchomczuk-Kirylovą, Czebukinę i Sidorenko). Chorwacja w latach 1995-1999 trzy razy była wicemistrzem Europy. Od tych czołowych drużyn dzieliło nas wówczas bardzo wiele. Niemczyk pokazał potem, że nawet ogromny dystans da się szybko zniwelować. Teraz, jak się wydaje, ta różnica między naszą kadrą a najlepszymi aż tak duża nie jest. Faktem jest jednak, że rywale nam „uciekli”, a na dodatek pojawiają się nowe siły w europejskiej siatkówce, z którymi w najbliższych latach może być nam ciężko wygrywać.
Zawód pozostaje, ale taki jest sport i z tej porażki jak najszybciej trzeba wyciągnąć wnioski. Kolejnego sezonu już bowiem zmarnować nie można, bo możemy na wiele lat stracić szanse na sukcesy.
Każde mistrzostwa mają swoich bohaterów. W turnieju rozgrywanym w Niemczech i Szwajcarii na pewno furorę zrobiła drużyna Belgii. Czy wróci do kraju z medalem zobaczymy, ale zespół który nigdy nie miał żadnych sukcesów nagle stał się objawieniem turnieju. Belgijki nie trafiły do tego półfinału przypadkowo. Wygrały wszystkie mecze, w tym z faworyzowanymi Włoszkami, mistrzyniami z 2009 r. Wiele zawodniczek tej reprezentacji znamy z boisk Orlen Ligi, ale chyba nikt po nich nie spodziewał się takiego wyczynu. Furorę zrobiła także Francja, która w ćwierćfinale walczyła desperacko z Belgią przez pięć setów. Kobieca reprezentacja Francji też od lat nie była tak wysoko. To sukces Anny Rybaczewskiej i jej koleżanek, a ich mecz z Czeszkami był chyba najdramatyczniejszym spotkaniem turnieju.
Oprócz Belgii w półfinale zagrają Niemki, Rosja i Serbia. Z Rosjankami przegraliśmy mecz o brąz w 2007 r., ale w kolejnych mistrzostwach to Polki je wyeliminowały z walki o medale, a w 2011 r. aktualne wciąż mistrzynie świata też do półfinału nie awansowały. Ich mecz z Serbią w półfinale wielu uważa za przedwczesny finał. Serbia na razie potwierdza rolę faworyta. Miały pewnie problemy z aklimatyzacją po powrocie z finału Grand Prix i stąd ich początkowo słabsza gra. Mecz z Włoszkami pokazał, że są najlepszą drużyną na Starym Kontynencie. I ich konfrontacja z Rosjankami będzie może się okazać fascynująca. Niemki pewnie jak dotąd wykorzystały atut własnych parkietów i mają ogromną szansę na grę w wielkim finale. Pozostaje nam więc cieszyć się z sukcesu Małgorzaty Kożuch, którą kiedyś trener Niemczyk chciał namawiać do gry w naszej reprezentacji.
Polskie gry zespołowe w tym roku nie dają nam powodów do zadowolenia. Klęskę ponieśli w ME koszykarze, piłkarze w zasadzie stracili szanse wyjazdu na Mundial, nie ma się też z czego cieszyć po występach następczyń naszych „złotek”. Pozostaje nam wiara w siatkarzy, którzy są w decydującej fazie przygotowań do ME.
Krzysztof Mecner