Rafał Bała: najlepsze współlokatorki na świecie
W chińskim Nankinie zakończył się turniej finałowy Ligi Narodów. Triumfowały - zgodnie z przewidywaniami - Amerykanki. Polki co prawda tam nie wystąpiły, ale i tak można je uznać za jedno z największych objawień tegorocznego sezonu.
Kilka tygodni temu pisałem tu, że Liga Narodów będzie sprawdzianem dla Ligi Siatkówki Kobiet, bo w składzie kadry znalazły się wyłącznie siatkarki występujące na krajowych parkietach. Idąc tym tropem wypada stwierdzić, że ów sprawdzian wypadł co najmniej dobrze. - Skazywano nas na spadek, wiele osób twierdziło, że sobie nie poradzimy. A tymczasem jesteśmy w ósemce, mamy na koncie 8 zwycięstw i przestałyśmy się obawiać konfrontacji z najlepszymi - mówiła po ostatnim turnieju fazy grupowej w Wałbrzychu Martyna Grajber (po turnieju finałowym Polki zostały wyprzedzone przez Chinki i ostatecznie sklasyfikowano je na 9. pozycji). Między innymi na jej przykładzie widać postęp, jaki drużyna Jacka Nawrockiego zrobiła w tym sezonie. Martyna nieźle przyjmowała zagrywkę, nawet gdy rywalki serwowały mocno. Coraz lepiej radziła sobie też w ataku, w porównaniu na przykład z ubiegłorocznymi mistrzostwami Europy.
Oczywiście nie ulega wątpliwości, że nasze lewe skrzydło nie może być na dziś równorzędne z prawym, na którym rządzi i dzieli Malwina Smarzek. Ani Martyna, ani Natalia Mędrzyk nie są na tym poziomie jeśli chodzi o ofensywę. Mogą natomiast być uzupełnieniem Malwiny i właśnie tak do tematu podchodzi zapewne trener Nawrocki. Przyspieszenie rozegrania, o którym mówił przed sezonem, rzeczywiście w kilku przypadkach było widać. Choć przy takim stylu do gry z jak najmniejszą liczbą błędów potrzeba jest znacznie więcej czasu niż kilka tygodni. Ale już teraz na pochwałę zasługuje Marlena Pleśnierowicz. W poprzednim sezonie bez mrugnięcia okiem akceptowała rolę rezerwowej, rzadko zastępując na parkiecie Joannę Wołosz. Teraz przejęła funkcję reżyserki gry. Duży awans, ale skromność i dystans wciąż ten sam - godny pochwały.
Liga Narodów wykreowała kilka polskich zawodniczek, które są gotowe, by robić międzynarodowa karierę. Oprócz wspomnianej Malwiny Smarzek, to z pewnością Agnieszka Kąkolewska. Jej transfer do Pomi Casalmaggiore z oczywistych względów wzmocni ten włoski zespół. Niestety, osłabi też Budowlanych Łódź, ale taka jest naturalna kolej rzeczy. Kilkanaście lat temu sporo Polek grało w ligach zagranicznych i z tego udało się stworzyć drużynę na miarę mistrzostwa Europy. Teraz może być podobnie, choć zadanie chyba trudniejsze. Szczególnie gdy spojrzy się, na jakim poziomie są Holenderki, czy Serbki i jaka pracę w Turcji wykonuje Giovanni Guidetti. Przecież niewiele brakowało, by Turczynki wygrały w Nankinie Ligę Narodów! Dopiero w tie breaku uległy Amerykankom. Swoją drogą, w ekipie Stanów Zjednoczonych w trakcie turnieju finałowego w Chinach wystąpiło kilka zawodniczek doskonale znanych z polskiej ligi. A w wyjściowej szóstce - Kimberly Hill - swego czasu siatkarka Atomu Trefla Sopot.
Polki miały w tych rozgrywkach wzloty i upadki. Na pewno chwały nie przysporzył im przegrany tie break z Tajlandią, podobnie jak porażka z Dominikaną, która skrzywiła nieco obraz gry biało-czerwonych w Lidze Narodów. Ale nie zepsuła go zupełnie. Zwycięstwa nad Włoszkami, Chinkami, czy Rosjankami mają duży wymiar. Bez względu na składy i styl gry rywalek. Oczywiście dogłębna analiza wskaże zapewne, że w innym zestawieniu tych drużyn szanse na wygraną byłyby znacznie mniejsze. Ale nawet bez takiej analizy można stwierdzić, że Polki prezentowały się dużo lepiej niż w poprzednich latach. – A jak są zwycięstwa to i atmosfera się buduje – stwierdził w podsumowaniu LN trener Nawrocki.
Tę atmosferę widać było w Wałbrzychu. Ludzie znowu chętnie przychodzą na mecze żeńskiej reprezentacji Polski, znów przed halą można było spotkać osoby, które z nadzieją w głosie pytały: „Czy aby szanowny Pan nie ma do odstąpienia jakiegoś biletu? Godnie zapłacę…”. Nic więc dziwnego, że w takich warunkach biało-czerwonym przyjemnie było grać.
Na koniec obrazek ze wspomnianego Wałbrzycha. Po jednym z meczów Malwina Smarzek rozdaje mnóstwo autografów. Obok stoi Zuzanna Efimienko-Młotkowska i udziela wywiadu. – Powiedz jeszcze, kto jest najlepszą współlokatorką na świecie! – rzuca uradowana „Mali” w kierunku swojej koleżanki, z którą zajmuje ten sam pokój w wałbrzyskim hotelu. – Oczywiście najlepsza współlokatorką jest Malwina Smarzek – ze stoickim spokojem i pełnym przekonaniem recytuje do mikrofonu Zuza. Niby żart, ale jak wiele mówi o dobrej atmosferze panującej we wciąż tworzącej się (na przyszłoroczne mistrzostwa Europy i – miejscy nadzieję – na igrzyska 2020) reprezentacji. Zawodniczki się lubią, pomagają sobie i podobno nawet po kilku tygodniach nie mają dość siebie nawzajem. A to już bardzo dobry prognostyk na przyszłość…