Pożegnanie
Na pewno trochę smutno wszystkim się zrobiło, gdy okazało się, że jednej z najlepszych polskich siatkarek w historii nie zobaczymy już grającej na boiskach. Małgorzata Glinka-Mogentale zdecydowała się bowiem rozwiązać umowę z drużyną mistrzyń Polski – Chemikiem Police i zakończyć długą i wspaniałą sportową karierę.
W ostatnich latach często organizowano różnego rodzaju plebiscyty na najlepszych zawodników w historii polskiej siatkówki. Glinka wiele z tych plebiscytów wygrywała, popularnością przewyższała dawne wielkie ikony polskiej siatkówki jak Mirosława Zakrzewska czy Krystyna Czajkowska. Takie plebiscyty to oczywiście zabawa, bo porównywanie siatkarek z różnych siatkarskich epok nie ma specjalnego sensu. Na pewno jednak popularna „Maggie” zajmie w historii tego sportu ważne miejsce. Swoją grą przez wiele lat przecież zachwycała polskich kibiców i miała niesamowity wpływ na największe sukcesy polskiej siatkówki kobiecej. Zwłaszcza dwa niezapomniane tytuły mistrza Europy zdobyte w 2003 i 2005 r. przez kadrę Andrzeja Niemczyka, wiążą się nierozerwalnie z postacią Małgorzaty Glinki.
Już jako 17-latka była wielkim objawieniem polskiej siatkówki, której grą zachwycali się wszyscy i wróżyli jej wielką karierę. Warto dodać, że na wielkie parkiety jednym z trenerów, który ją wprowadzał był sam legendarny Hubert Jerzy Wagner, pod którego okiem trenowała w początkach swojej kariery w warszawskiej Skrze. Potem gdy kończyła 18 lat „biły” się o nią najbogatsze wtedy polskie kluby, licząc, że wielki talent „Maggie” zapewni im sukcesy na krajowych parkietach. Grała więc najpierw w Dick Black Andrychów, potem w kaliskim Augusto. Co ciekawe, w tym okresie mistrzostwa Polski Glinka ze swoimi drużynami nie zdobyła. Udało jej się to dopiero w ostatnich latach, gdy po okresie wojaży zagranicznych wróciła na parkiety ORLEN Ligi i z Chemikiem Police wywalczyła dwa tytuły mistrzowskie.
Pamiętam wiele znakomitych spotkań Glinki w różnych meczach, ale z pewnością jeden mecz szczególnie utkwił mi w pamięci. Był to pamiętny półfinał mistrzostw Europy w 2003 r. gdy Polska walczyła z drużyną Niemiec. Niemki prowadziły w tym meczu 2-1, a w końcówce czwartego seta osiągnęły kilkupunktową przewagę i już nam się wydawało, że ucieka nam szansa na historyczne osiągnięcie. Wtedy Glinka wzięła „sprawy w swoje ręce”. Jej niemal bezbłędne ataki spowodowały, że nie tylko odrobiliśmy straty, ale wygraliśmy ten niezwykle ważny mecz. Jak najbardziej zasłużenie Glinka została na tych mistrzostwach wybrana najlepszą siatkarką. Kapitalnie grała też na Pucharze Świata rozegranym zaraz po mistrzostwach Europy, w doskonałej formie była też na kolejnych ME w 2005 r., gdzie miała wielki wkład w obronę tytułu przez naszą kadrę. Może zabrakło jej w karierze medalu na światowej imprezie, ale było i jest to szalenie trudne, bo przecież europejskie zespoły mają w ostatnich 30 latach wielkie problemy by wygrywać z drużynami z innych kontynentów. Zagrała jednak na Igrzyskach Olimpijskich w Pekinie, co też jest przecież nobilitacją dla każdego sportowca.
Odnosiła też wielkie sukcesy klubowe. Występowała przecież w czołowych klubach włoskich, hiszpańskich, francuskich czy tureckich. Ma na koncie wygraną w prestiżowej Lidze Mistrzów, medale mistrzostw wielu lig europejskich, niezliczoną ilość indywidualnych nagród. Kariera na pewno piękna i długa. Wszystko w życiu się jednak kiedyś kończy.
Wielka szkoda, że nie będziemy jej już oglądać na siatkarskich parkietach. Miejmy nadzieję, że ta znakomita zawodniczka z dyscypliną nie zerwie i jej ogromne doświadczenie zebrane w grach na całym świecie zostanie w jakiś sposób wykorzystane. Może zobaczymy ją więc w innej roli w siatkówce.
Z pewnością jednak za te lata emocji, które dzięki jej grze przeżywaliśmy, za niezapomniane chwile radości, należą się „Maggie” wielkie podziękowania. I na pewno jeszcze przez wiele lat te znakomite mecze w jej wykonaniu będą przez wszystkich kibiców długo wspominane.
Krzysztof Mecner