Pod ścianą
Gdybym po pierwszej fazie eliminacyjnej mistrzostw Europy miał typować kto sięgnie po złoty medal wskazałbym na Włoszki lub Holenderki. Te dwie drużyny zdecydowanie najkorzystniej prezentowały się w pierwszych trzech dniach mistrzostw Europy rozgrywanych w czterech polskich miastach. Maleją natomiast szanse naszej drużyny. Regulamin i sytuacja w grupach jest taka, że Polki muszą teraz wszystko wygrywać najlepiej bez straty seta lub liczyć na pomoc innych. Drużyna Jerzego Matlaka jest więc pod ścianą i na żaden „krok w tył” nie ma już miejsca.
Bez porażki w mistrzostwach są oprócz Włoszek i Holenderek także Rosjanki i Serbki. Czy więc taka będzie pierwsza czwórka. Mielibyśmy powtórkę sprzed dwóch lat z tym, że miejsce Polek zajęłaby właśnie Holandia.
Publiczność w Łodzi dopisała, ale paradoksalnie wydaje się, że ten szalony doping jaki mają nasze siatkarki jeszcze bardziej je usztywnia i powoduje niepotrzebną nerwowość w grze. To widać było już w pierwszym spotkaniu z Hiszpanią. A strata tych dwóch setów z pozornie łatwym przeciwnikiem może mieć niestety duże znaczenie.
Przed naszymi dziewczynami spotkania z Belgią, Rosją i Bułgarią. Możemy wygrać te trzy spotkania, ale to może nie wystarczyć. Kluczowy będzie pewnie mecz z Rosjankami. Wielkie faworytki mistrzostw są chyba w średniej dyspozycji, co potwierdził ich mecz z Belgią. Gdyby te ostatnie wytrzymały trudy spotkania chyba sprawiłyby niebywałą niespodziankę. Licząc że wygramy trzy następne spotkania – wszystko by decydowało się w meczu Holandia – Rosja. Pytanie tylko co zrobi zespół Avitala Selingera.
Holenderki zapewne pamiętają Polkom, iż dwa lata temu mając zapewniony awans zrobiły wszystko by je wyeliminować i wpuścić do półfinału pokonaną wcześniej Serbię. Wówczas uważałem, że należało oszczędzać siły zagrać drugą szóstką i skoncentrować się na spotkaniu półfinałowym. Bonitta zadecydował inaczej a w półfinale tych sił zabrakło i wróciliśmy z mistrzostw bez medalu. Teraz trudno mieć nadzieje, że Holenderki „potkną” się na Belgii czy Bułgarii. I pewnie ostatni mecz ich w grupie z Rosją nie będzie miał już dla nich wielkiego znaczenia. Nadzieja jest tylko w niebywałej ambicji ich szkoleniowca Avitala Selingera, który chce wygrywać z każdym i wszędzie. Możliwe, że tego meczu nie odpuści bo wygrana nad Rosją zawsze ma znaczenie.
To oczywiście tylko papierowe dywagacje, które pojawiają się w momencie porażek gdy szuka się drogi wyjścia z zaistniałej sytuacji. Boisko i tak zweryfikuje wszystko. Faktem jest, że nasza drużyna gra poniżej oczekiwań. Ostatnie mecze w World Grand Prix dawały nadzieję, że mimo kłopotów kadrowych będziemy na własnym terenie grać o najwyższe cele. W dodatku nie wszystkie siatkarki wydają się być na tej najważniejszej imprezie w szczytowej formie, a ławka rezerwowych jest jaka jest.
Teraz jednak przede wszystkim należy jak najszybciej zapomnieć o porażce z Holandią bo to już historia i skoncentrować się na najbliższych spotkaniach. Bo jest przecież o co walczyć, a charakter drużyny poznaje się w tych najtrudniejszych momentach. W Grand Prix też w tym roku przegrywaliśmy ze znakomitymi Holenderkami, ale potem nasz zespół się zbierał i szybko z innymi rywalami grał o klasę lepiej. Oby tak samo było i tym razem.
Cieszy natomiast, że dopisała po raz kolejny publiczność. Wszyscy mamy przecież w pamięci obrazki z tak dla nas udanych mistrzostw Europy siatkarzy w Turcji, gdzie nawet na tych najważniejszych spotkaniach w halach było pusto. W Łodzi oczywiście hala wypełnia się po brzegi, ale też w innych miastach gdzie nie grają przecież Polki jest sporo ludzi, którzy dopingują inne drużyny i po prostu świetnie się bawią. W Polsce nigdy mistrzostw przecież nie było i choć są narzekania, że można było to zorganizować lepiej i tak obraz jaki idzie w Europę jest dużo korzystniejszy niż ten z Turcji. A to jest już spory kapitał polskiej siatkówki.
Na mistrzostwach świat się nie kończy. Czekają nas kolejne przecież wielkie imprezy, a już wkrótce wznowimy rozgrywki ligowe. Emocji więc w najbliższym czasie wszystkim fanom siatkówki zapewne więc nie zabraknie.
Krzysztof Mecner