Optymizm przed Grand Prix
Z coraz większym optymizmem można oczekiwać na rozpoczynające się za kilka dni rozgrywki World Grand Prix siatkarek. Podopieczne Jerzego Matlaka pokonały w sparingowym meczu wciąż aktualne mistrzynie świata Rosję 3-0. Od piątku czeka je jednak już gra o punkty w Gdyni, gdzie zainaugurują mecze w tradycyjnych rozgrywkach Grand Prix. Zwycięstwa w sparingach najpierw nad Białorusią, teraz nad Rosją powodują, że na mecze w Gdyni można czekać ze sporym optymizmem.
Historia uczy, że w poprzednich latach polski zespół właśnie największe problemy miał w turniejach rozgrywanych u siebie na początku rozgrywek cyklu Grand Prix. Wiązało się to zwykle z tym, że drużyna po okresie ciężkich treningów powoli „rozkręcała się”, ale straty trudno było potem odrobić. Dlatego liczymy, że w tym roku Polki nie nawiążą do tej historii i już w Gdyni zdobędą solidną zaliczkę na kolejne turnieje cyklu.
Turniej w Gdyni zapowiada się zresztą bardzo ciekawie. Rywali mamy bowiem ciekawych i bardzo wymagających. Będzie zawsze niewygodna dla nas reprezentacja Dominikany. Z Niemkami wygraliśmy przed rokiem w Łodzi mecz o brązowy medal mistrzostw Europy, obie drużyny mają więc z sobą „rachunki do wyrównania”. Najciekawszym rywalem będzie jednak niewątpliwie drużyna wicemistrzyń olimpijskich USA. Ich pojedynek z Polską powinien być kulminacyjnym punktem gdyńskiego turnieju.
U Amerykanek od Pekinu nastąpiło sporo zmian, ale najciekawsza jest tam ekipa szkoleniowa. W Pekinie USA prowadził kobiecy duet Lang Ping i Susan Woodstra – niegdyś słynne siatkarki. Teraz przejęły ten zespół inne sławy: Hugh McCutcheon i Karch Kiraly. McCutcheon w Pekinie zdobył olimpijskie złoto z męską drużyną Stanów Zjednoczonych, teraz buduje na Londyn nową ekipę z wieloma nowymi siatkarkami w składzie, choć nie brak też wielkich gwiazd z Logan Tom na czele. Pomaga mu w tym najlepszy siatkarz w historii siatkówki, trzykrotny mistrz olimpijski Karch Kiraly. Dwa razy był mistrzem w hali i raz w beach volleyballu. Karierę skończył przed trzema laty w wieku... 47 lat i teraz próbuje sił w roli szkoleniowca.
Amerykańską siatkówkę kobiet zbudował w końcu lat 70-tych legendarny trener Arie Selinger, który doprowadził je do medalu mistrzostw świata i olimpijskiego finału w 1984 r. Selinger to trener dziś już trochę zapomniany, choć jeszcze w 1992 r. po raz drugi był w olimpijskim finale prowadząc męską reprezentację Holandii. Głośniej było w ostatnich latach raczej o jego synu Avitalu, który grał w drużynie ojca na igrzyskach w Barcelonie. Avital prowadzi od kilku lat kobiecą reprezentację Holandii, z którą wygrał już Grand Prix a przed rokiem w Łodzi wywalczył z nią wicemistrzostwo Europy.
Arie Selinger trochę znikł w ostatnich latach z wielkiej siatkówki, prowadząc klubowe drużyny w Japonii i doradzając synowi w pracy z Holenderkami. Choć mówiło się też, że zostanie szkoleniowcem naszej reprezentacji, gdy ogłaszano konkurs na to stanowisko w 2006 r.
Starszy Selinger też jednak przypomniał się ostatnio wszystkim zupełnie niespodziewanie wprowadzając do turnieju finałowego Ligi Europejskiej drużynę swojej ojczyzny – Izrael. Zadowolił się na razie czwartą lokatą, ale zapowiadał, że stworzy w Izraelu wysokiej klasy drużynę. Nigdy wcześniej ta reprezentacja takich sukcesów nie odnosiła.
Jego osiem lat pracy z kobiecą drużyną USA zapewniło mu sławę nie tylko wynikami, ale przede wszystkim nowatorskimi metodami treningowymi. Od tej pory Amerykanki zawsze są groźne dla najlepszych. Ciągle jednak poza dwukrotnym wygraniem Grand Prix brak im tytułu na mistrzostwach świata czy igrzyskach. Będą zapewne jednym z faworytów Grand Prix jak i jesiennych mistrzostw globu. Dlatego jesteśmy ciekawi jak na ich tle zaprezentują się Polki. Reprezentacja Polski jest ciekawa w tym roku i wiążemy z nią przecież bardzo duże nadzieje. W Grand Prix powinniśmy powalczyć o miejsce w turnieju finałowym, a zwycięstwa w Gdyni nad Dominikaną, Niemkami czy USA mogłyby Polki do tego celu bardzo przybliżyć.
Krzysztof Mecner