Obiecujący początek
Bardzo udanie zadebiutowała nasza kobieca reprezentacja w tegorocznym cyklu prestiżowych rozgrywek World Grand Prix. Podopieczne Piotra Makowskiego wygrały turniej w Limie i zainkasowały w trzech meczach komplet punktów. Po okresie bardzo trudnym dla naszej żeńskiej reprezentacji wreszcie widać „światełko w tunelu”.
Nasza reprezentacja w styczniu przeżyła wielki dramat, gdy po porażce z Belgią straciła szanse występu w siatkarskich mistrzostwach świata. Spowodowało to niejako konieczność pożegnania się z wieloma naszymi utytułowanymi zawodniczkami z przeszłości i budowania reprezentacji w oparciu o młode i perspektywiczne siatkarki. Nie oczekiwano po tej „nowej” reprezentacji spektakularnych osiągnięć, ale jak na razie nie zawodzi. Wywalczyła przecież awans do przyszłorocznych finałów mistrzostw Europy, a spotkania w najważniejszej dla Polski tegorocznej imprezie, czyli World Grand Prix jak na razie przebiegają po myśli trenerów Makowskiego i Popika.
Polki grają wprawdzie po reorganizacji tych rozgrywek (zreformowano ją na podobnych zasadach jak męską Ligę Światową) w tzw. II grupie, ale też z szansą gry o najważniejsze trofea tych rozgrywek. Polska będzie organizatorem turnieju finałowego II dywizji, który odbędzie się w Koszalinie. Zwycięzca tego finału w nagrodę pojedzie na „główny finał” do Tokio.
Rywalami w pierwszym turnieju w Limie były drużyny Belgii, Kanady i gospodynie Peru. Zwłaszcza pierwszy mecz rozegrany na tym turnieju z Belgią wywołał mały dreszczyk emocji. Pamiętamy bowiem jakiego psikusa sprawiły nam Belgijki w kwalifikacjach MŚ. Przyjechały do Limy zresztą w bardzo zbliżonym składzie do tego jaki wyeliminował nas z siatkarskiego Mundialu, czyli na czele z Frauke Dirickx i Charlotte Leys, które doskonale znamy z występów w Orlen-Lidze. Natomiast Polki zagrały w niemal zupełnie innym zestawieniu niż wówczas.
Polskiej drużynie udał się rewanż, a wygrana 3:1 jest niezwykle cenna. Oczywiście rangi obu spotkań nie można porównywać, ale ta wygrana niezwykle cieszy i chyba też pozwoliła uwierzyć naszym zawodniczkom we własne siły. Polki wygrały także kolejne dwa mecze z Kanadą i Peru. Choć do stylu gry można mieć jeszcze sporo zastrzeżeń, to jednak liczy się końcowy efekt, a te wygrane jeszcze bardziej podbudują zapewne naszą młodą reprezentację. Zwycięstwo nad Peru też jest cenne. Wprawdzie obecna drużyna Peru jest daleka od poziomu ich reprezentacji z lat 80-tych, ale widać, że próbuje odrabiać stracony w minionych dekadach czas. Peru każdy starszy kibic siatkówki pamięta z niesamowitego olimpijskiego finału Igrzysk Olimpijskich w Seulu w 1988 r. Peruwianki w tamtym pamiętnym finale z ZSRR prowadzonym przez Nikołaja Karpola miały trzy meczbole, w tym jeden w górze. Nie wykorzystały jednak historycznej szansy zostania mistrzem olimpijskim. Jedną z gwiazd tamtej drużyny była Natalia Malaga, obecnie trenerka narodowej reprezentacji Peru.
Z Peru zagramy zresztą w kolejnym turnieju, który zostanie rozegrany w Trujillo. Jest więc szansa na kolejne punkty. Oprócz gospodyń naszymi rywalkami będą bowiem Portoryko i Kuba. Z Portoryko nigdy nam się łatwo nie grało i pewnie będzie to rywal dla Polek najtrudniejszy. Kuba to tak jak Peru wielka potęga z przeszłości (trzy tytuły mistrza olimpijskiego w latach 1992, 1996, 2000 i olimpijski brąz 2004). Teraz jednak prezentuje mierny poziom, a w turnieju w Portorykańskiej Carolinie zostały rozgromione przez gospodynie. Kuba jest obecnie na ostatnim miejscu w ogólnej klasyfikacji II dywizji Grand Prix. Jest więc realna szansa na kolejne zwycięstwa.
Katarzyna Zaroślińska po pierwszym weekendzie tej edycji rozgrywek prowadzi w klasyfikacji najskuteczniejszych siatkarek. Nasza reprezentacja w ogólnej klasyfikacji II dywizji jest obecnie druga, stosunkiem setów ustępując pierwszego miejsca Holandii.
Ten pierwszy weekend tegorocznej Grand Prix dał nam więc spore nadzieje na lepszą przyszłość kobiecej drużyny narodowej. Czekamy więc na kolejne występy, kolejne zwycięstwa i coraz lepszą grę.
Krzysztof Mecner