Nieprzewidywalne
Sport bywa zwykle piękny, gdyż jest nieprzewidywalny. W siatkówce zdarzają się sytuacje, które są przedziwne. To taki sport, w którym w kilka chwil sytuacja może się odwrócić i do ostatniej piłki nie można być pewnym swego. Ostatnio taki przykład mieliśmy w półfinałowej rywalizacji play off kobiet. MKS Tauron Dąbrowa Górnicza po wygraniu pierwszego meczu na wyjeździe z Atomem Trefl Sopot był niemal pewny wygrania i drugiego spotkania, gdyż w tie-breaku prowadził już 8:0. A jednak seta i mecz wygrał Atom Trefl i w tej sytuacja rywalizacja o miejsce w finale zaczyna się od początku.
MKS Tauron już jest rewelacją tego sezonu, gdyż wygrał Puchar Polski. Jednak jak sięgnąć pamięcią do poprzednich lat już wówczas miał wielkie szanse na grę w finale play off o mistrzostwo Polski, a jednak wypuścił je z rąk. Dwa lata temu nie wykorzystał meczboli w pierwszym wyjazdowym meczu z Muszynianką, a potem, choć prowadził w meczach 2-1, ostatecznie przegrał w pięciu spotkaniach i grał tylko o brąz.
Przed rokiem zespół z Dąbrowy Górniczej też rywalizował z Atomem Trefl. Wygrał pierwsze wyjazdowe spotkanie, ale drugie wygrały już sopocianki, a potem wygrały także dość pewnie dwa spotkania w Dąbrowie Górniczej. Teraz jak na razie mamy identyczną sytuację. Po meczach w Sopocie jest remis. Ciekawe czy historia się powtórzy. W każdym razie zdobywczynie Pucharu Polski mają czego żałować, bo prowadząc 8:0 roztrwoniły przewagę i niesamowitą szansę jaka się przed nimi otworzyła.
W siatkówce zdarzały się jednak znacznie dziwniejsze sytuacje i to w meczach o najwyższą stawkę. W męskiej ekstraklasie do dziś kibice wspominają np. pierwsze finałowe spotkanie o tytuł w 1998 r. między Mostostalem (dzisiejsza Zaksa) Kędzierzyn i Morzem Szczecin. W tie-breaku Morze prowadziło 13:7 i przegrało seta do 13. Ten przegrany set, jak się potem okazało, zadecydował o mistrzostwie kraju, gdyż później obie drużyny wygrywały pewnie mecze na własnych parkietach.
Także na najważniejszych światowych imprezach siatkarskich mieliśmy masę nieprzewidywalnych sytuacji. Wielu za najdziwniejszy uważa finał mistrzostw świata w 1970 r., w którym gospodarze Bułgaria walczyli o tytuł z reprezentacją NRD. Bułgarzy prowadzili w decydującym secie 13:1, by przegrać tego seta i mistrzowski tytuł, doprowadzając świętującą już publiczność do rozpaczy. To wprawdzie działo się przy starych przepisach, gdy punkty zdobywano jedynie z własnego serwisu, ale historia była wręcz nieprawdopodobna.
Polscy kibice zapewne pamiętają trzy mecze z Jugosławią i późniejszą Serbią. Te pamiętne 23:17 w Katowicach w czwartym secie olimpijskich kwalifikacji przeszło już do legendy. W 2003 r. na mistrzostwach Europy z kolei w pierwszym secie przegrywaliśmy 18:24 by potem odrobić straty, mieć w górze piłki setowe i przegrać ostatecznie seta (wygraliśmy jednak ten mecz 3:2). I trzecie niezwykłe spotkanie w pamiętnym półfinale Ligi Światowej w Belgradzie w 2005 r. gdy prowadząc 2:0 i 23:16 przegraliśmy cały mecz i miejsce w wielkim finale tych rozgrywek.
Takich dramatów było więcej. Choćby Grecy, którzy na własnym terenie w ćwierćfinale Igrzysk Olimpijskich w 2004 r. prowadzili z drużyną USA 2:1 i 21:12 w czwartym secie i przegrali swą życiową szansę. Najdziwniejszy set jaki widziałem to chyba jednak tie-break w finale mistrzostw Europy w Grecji w 1995 r. gdy Włosi walczyli z Holandią. Włosi prowadzili 9:0, potem Holendrzy doprowadzili do wyniku 10:9 i mieli idealnie wystawioną piłkę by doprowadzić do remisu. Ta jedna piłka jednak zadecydowała o wygranej Italii.
Przy tych wszystkich historiach, sytuacja jaka wydarzyła się w meczu Atomu Trefla z MKS Tauronem to nic nadzwyczajnego. Dla obu drużyn walczących o miejsce w finale może mieć jednak duże znaczenie. Na pewno w korzystniejszej teraz mentalnie sytuacji są siatkarki z Pomorza, gdyż wygrały coś co już wydawało się nie do wygrania. Z drugiej strony MKS wygrał jednak jeden mecz na boisku przeciwnika, co przed rozpoczęciem rywalizacji zapewne „wziąłby w ciemno”. Dwa kolejne mecze będzie grał na własnym obiekcie, co też ma przecież ogromne znaczenie. Rywalizacja w tej parze zapowiada się więc pasjonująco i na pytanie, którą z tych drużyn zobaczymy w meczach o mistrzowski tytuł nie sposób w tej chwili odpowiedzieć.
Krzysztof Mecner