Niedoceniony sukces?
Trochę w cieniu Igrzysk Olimpijskich i rozgrywek ligowych przemknął nam sukces siatkarek wrocławskiej Gwardii. Nasze drużyny rzadko grają w finałach europejskich pucharów, a awans Gwardii do turnieju finałowego Challenge Cup jest tym cenniejszy, że mało kto na niego liczył.
Gwardyjski klub zapisał piękną kartę w historii polskiej siatkówki, ale były to głównie dokonania drużyny męskiej. Gwardia była przecież trzy razy z rzędu mistrzem Polski w latach 1980-1982 i awansowała do finału Pucharu Europy w 1981 r. Nazwiska takich siatkarzy jak Jarosz, Kłos, Ciaszkiewicz, Łasko, Skup, Olszewski były wówczas na ustach kibiców całej Polski.
Dorobek siatkarek Gwardii Wrocław jest znacznie skromniejszy. Klub w zasadzie nigdy nie był potentatem ligowym, choć przez wiele lat grał w ekstraklasie będąc wielokrotnie groźnym dla najlepszych drużyn w kraju. W dorobku żeńskiej sekcji są jedynie dwa brązowe medale jakie zdobyła w mistrzostwach kraju. Pierwszy bardzo dawno gdyż w 1960 r. gdy trenerem drużyny był znakomity trener Józef Śliwka. Na kolejny medal czekano aż do 1986 r. gdy pod kierunkiem Leszka Milewskiego drużyna po raz drugi uplasowała się na mecie sezonu na trzecim miejscu w tabeli ligowej.
W ostatnich latach ani siatkarze, ani siatkarki Gwardii niczym szczególnym się nie wyróżniali. Przed paroma laty wprawdzie pojawili się sponsorzy, którzy mieli doprowadzić Gwardię do dawnej świetności, ale odbudować silnej drużyny na miarę medalu się nie udało. A siatkarki egzystowały gdzieś w cieniu męskiego zespołu. W ostatnich sezonach jednak to one bronią honoru klubu pewnie plasując się środku drużyn polskiej ekstraklasy.
Przed tegorocznym sezonem też nikt specjalnie nie oczekiwał od Gwardii włączenia się do walki o najwyższe trofea. BKS Aluprof, Muszynianka czy nawet MKS Dąbrowa Górnicza i Organika Łódź mają silniejsze personalnie drużyny. Gwardia jest ligowym średniakiem, zajmuje obecnie piątą lokatę w lidze, ale z aspiracjami powalczenia w play off o wyższe miejsce.
Challenge Cup może nie ma takiej rangi jak Liga Mistrzyń czy nawet Puchar CEV, ale jednak to prestiżowe europejskie rozgrywki i awans do finałowej rozgrywki wrocławianek z pewnością można zaliczyć do najcenniejszego osiągnięcia w historii wrocławskiej sekcji. Sukces tym cenniejszy bo wywalczony po dramatycznych bojach, zwłaszcza tych decydujących z silną białoruską drużyną Milczanką Mińsk. Gwardia przebyła daleką drogę, zaczynając rozgrywki od wyeliminowania z Pucharu CEV, ale w Challenge Cup „połykała” jednak kolejne przeszkody by zameldować się w finale. Tym bardziej, że w decydujących meczach grała bez swej najlepszej siatkarki – Katarzyny Mroczkowskiej. Ta ostatnia uważana była niegdyś za ogromny talent i materiał na gwiazdę europejskiego formatu. Robiła furorę na mistrzostwach świata w 2002 r., gdzie znalazła się w gronie najlepszych środkowych mistrzostw. Jej „pech” polegał na tym, że nie znalazł dla niej miejsca w kadrze Andrzej Niemczyk, który miał koncepcję gry z bardzo wysokimi środkowymi, a Mroczkowska mogła u niego grać jedynie na przyjęciu. Nie załapała się więc do nowej reprezentacji, która wkrótce podbiła Europę.
To także wielki sukces szkoleniowca Gwardii – Rafała Błaszczyka. W lecie minionego roku odniósł swój bodajże największy sukces w roli szkoleniowca, doprowadzając akademicką reprezentację Polski do medalu na Uniwersjadzie. Teraz konsekwentną pracą z siatkarkami Gwardii osiągnął międzynarodowy sukces. I miejmy nadzieję, że Gwardia samym awansem się nie zadowoli, a podobnie jak Jastrzębski Węgiel spróbuje powalczyć o to trofeum. Siatkarzom z Jastrzębia do końcowego sukcesu zabrakło dwóch wygranych piłek, zobaczymy jak poradzi sobie Gwardia.
Rywali ma trudnych. Galatasaray Stambuł, Dresdner SC czy Asterix Kieldrecht to zespoły o dużej renomie w Europie. Faworytem turnieju finałowego który odbędzie się w Dreźnie wydają się być Turczynki, które w składzie mają słynną Brazylijkę Valeskinhę i dwie znakomite Serbki Krsmanovic oraz Djeresilo oraz kilka reprezentantek Turcji. Silną drużynę z Tzscherlich oraz dwoma Amerykankami ma też Drezno, a Kieldrecht okrzyczano rewelacją pucharu po wyeliminowaniu Panathinaikosa Ateny. W turniejach finałowych jednak słabych drużyn nie ma i przed Gwardią ciężkie mecze. Jeśli się jednak marzy o europejskich pucharach, trzeba wygrywać nawet z lepszymi od siebie. Cieszymy się więc z sukcesu wrocławianek i z nadziejami oczekujemy na Final Four Challenge Cup.
Krzysztof Mecner