Londyn nie dla siatkarek
Polskie siatkarki w wielkim stylu i po znakomitej grze awansowały do finału Europejskiego Turnieju Kwalifikacyjnego do Igrzysk Olimpijskich rozgrywanego w Ankarze. Ostatniej tej najważniejszej przeszkody sforsować jednak nie zdołały. Nie zobaczymy ich więc w Londynie, a szkoda, bo swoją grą na tureckich parkietach pokazały, że mogłyby coś zdziałać na najważniejszej sportowej imprezie świata i wypaść lepiej niż w Pekinie.
Polkom wielkich szans przed tym turniejem nie dawano. Na starcie poza Włoszkami stanęły wszystkie liczące się w Europie drużyny, a tylko triumfator uzyskiwał kwalifikację. Podopieczne Alojzego Świderka wygrały jednak cztery ciężkie spotkania z Holandią, Rosją, Serbią i Niemcami i narobiły wielkiej nadziei nie tylko siatkarskim fanom. Niestety w tym finale lepsza była drużyna gospodyń.
Przed meczem, gdy znajomi pytali mnie kto wygra, odpowiadałem, że ten kto wygra pierwszego seta. Wiedząc jak wypadały w podobnych turniejach Turczynki w minionych latach, było wiadomo, że mają zawsze ogromny problem z decydującym meczem. Zwykle za bardzo chcą i się starają, co przynosi odwrotny od zamierzonego skutek. I gdy Polki prowadziły w tym pierwszym secie 21:19, a Turczynki robiły masę nerwowych poczynań, byłem pełen nadziei. Niestety daliśmy im „rozwinąć skrzydła” i z każdą piłką czuły się pewnie. Postępy ten zespół robi w ostatnich latach ogromne, był już rewelacją ostatnich mistrzostw Europy. Teraz zagrzewany przez swych fanatycznych kibiców grał przez cały turniej znakomicie. I wygrał turniej w Ankarze zasłużenie. Nam pozostał niedosyt, ale też satysfakcja z występu polskich siatkarek, które przypomniały, że wciąż należą do najlepszych drużyn w Europie.
Polki po raz trzeci grały w takim turnieju. W 2004 r. przegrały w półfinale, w 2008 r. w Halle w finale. Ten poprzedni turniej był jednak w sumie „wygrany” przez Polki, gdyż drugie miejsce za Rosją zapewniło nam wówczas start w turnieju światowym, gdzie o kwalifikację jest „o niebo” łatwiej. Tak się zresztą stało. Polki z kwalifikacji interkontynentalnej wywalczyły olimpijską przepustkę i wróciły po 40 latach na olimpijskie areny.
Teraz ten finał nic nam nie dał. Drugie miejsce w Ankarze to nie tytuł wicemistrza Europy i nie będzie w historii polskiej siatkówki wspominany jako sukces. Szanse olimpijskiego awansu sami sobie jednak ograniczyliśmy do minimum słabymi występami przed rokiem, gdy zresztą w kadrze brakowało wielu czołowych siatkarek. Słaby start w Grand Prix, potem brak awansu do półfinału w mistrzostwach Europy spowodował, że nie dostaliśmy się do Pucharu Świata i mieliśmy tak mało punktów rankingowych, że została nam tylko ta jedna, jedyna szansa. W tym momencie kadra gra dużo lepiej niż przed rokiem, ale tego co wcześniej stracone już nadrobić się nie dało.
Mimo wszystko turniej w Ankarze dał nam trochę optymizmu. Bardzo wszystkim smutno, że nie zagramy w Londynie, ale cieszy, że znów mamy drużynę narodową, którą stać by wygrywać z mistrzyniami świata czy Europy. Na igrzyskach świat się nie kończy, warto teraz dobrze zagrać w kolejnym cyklu World Grand Prix i szykować się do mistrzostw Europy w przyszłym roku. Z czołówki światowej wypaść bardzo łatwo. Wrócić do niej z kolei bardzo trudno. My wracamy i to jest zdobycz tego turnieju kwalifikacyjnego. Mnie gra polskiej reprezentacji w Ankarze się podobała. Owszem było sporo błędów i to takich niezrozumiałych, ale jeśli je wyeliminować możemy z powodzeniem walczyć nie tylko o medale w europejskich turniejach, ale i światowych. Czołówka europejska jest liczna i wyrównana. Najlepsze na świecie są jednak wciąż drużyny pozaeuropejskie. Nie zdziwię się jeśli w Londynie medale zdobędą USA, Brazylia czy Chiny. Z Europy to mogą z nimi walczyć chyba tylko Włoszki i Rosjanki. Rosja była w Ankarze słaba, ale z pewnością zakwalifikuje się do igrzysk z turnieju światowego.
Pewnie jeszcze długo będziemy rozpamiętywać straconą szansę siatkarek, ale za grę i postawę oraz wielkie emocje jakich nam dostarczyły należą im się wielkie słowa uznania. W Londynie pozostaje nam kibicować męskiej reprezentacji i plażowemu duetowi Fijałek-Prudel.
Krzysztof Mecner