JAK NA RZYMSKIEJ ARENIE
ZDANIEM WETERANA
JAK NA RZYMSKIEJ ARENIE
KRĘCI się ten sezon jak oszalały. Dla wielu niczym koło młyńskie. Raz jesteś na górze, za moment spadasz w dół. Taka najczęściej kolej rzeczy a my zbyt często zapominamy o drobnostce, że to nie tylko nasz ukochany zespół a każdy chce wygrać. Przy sporej grupie coraz równiejszych klasą prawdziwych już zawodowców, Jasiów wędrowniczków, przechodzących to tu, to tam (bo lepiej płacą), stawka drużyn coraz bardziej wyrównana...i tak dalej można ciągnąć opowieść z tym, że jedno jest zawsze jednakowe - nasze, kibiców zażartych wymagania. Lecz nie ma się co, panie i panowie zawodnicy żalić. Bierzecie za swą pracę spore pieniążki no i grajcie, jak umiecie najlepiej. To najważniejsze. Z dobrym przegrać nie wstyd, ale po walce, zaciętej, do ostatka, o każdy punkcik. Stary nieudolnie idealizuje. Być może. Ale są przykłady na tak, są na nie i choć to też należy do uroku sportu - czasem diabli człeka biorą patrząc na przykład na miłe, ale coraz bardziej jakoś osowiałe, bez iskry w oku, twarze siatkarek pewnej naszej znanej drużyny biorącej w kaczy kuper z tureckim przeciwnikiem.
Do decydującej fazy Ligi Mistrzów(Mistrzyń) jeszcze trochę, poczekajmy z bilansami i analizami. Z tego, co widziałem i w pucharach i w PlusLidze w „okienku” wnioskuję jednak, że trzymających w napięciu, dobrych, choć nie pozbawionych serii błędów meczów już sporo, szczególnie siatkarzy. Czyż nie było przykładowo emocjonującym widowiskiem spotkanie idącego wreszcie trochę w górę Jastrzębskiego z niepokonanym do dnia tego meczu niemieckim Friedrichshafen. Inna sprawa, że można się było zastanawiać na problemem: konsekwencja czy...głupota. Chodzi o niemiecką zagrywkę, taką „ile masz”, zawsze, nawet w najtrudniejszych lub najważniejszych momentach. Mnie tak by się w niektórych sytuacjach śniło coś tam pokombinować. A oni konsekwentnie walą, mimo, że jakoś im to nie idzie. I jastrzębianie dostają kolejne prezenty. M.in. w pierwszym secie trzy piłki setowe Niemców wylądowały w siatce, w tie braeku czternasty, praktycznie przesądzający sprawę punkt. No ale może ta konsekwencja się kiedy indziej opłaci a może...nie. Zresztą to ich sprawa. Ja tam wolę w siatkówce więcej wyczucia, sprytu, zmiany sposobu, rytmu, więcej fantazji niż pedanterii. Inni mogą mieć inne zdanie.
Generalnie siatkówka utrzymuje wysoką – jak to się mówi nie wiem czy ładnie – oglądalność. To zaś ciągnie interes w górę i nie muszę przekonywać, iż to dobrze i z ilu względów. W finałach zaś pucharowych naszych chyba nie zabraknie; stary asekurant pisze „chyba” ale w fazie play off może być jednak dobra loteria. Czy my zaś mamy prawdziwych mocarzy? Na takowego dopiero rośnie Resovia, nadal pretenduje Skra lub – mało prawdopodobne – jakaś z drużyn pięknej płci.
* * *
INNA sprawa, która ostatnio weszła mocno na wokandę. Sprawa ubezpieczeń zawodników(czek) czy też ubezpieczeń kontraktów, bo jedno i drugie to jednak nie to samo. Ubezpieczenie zdrowotne, płacone, lub nie(!?) za zawodnika przez klub nie tak kosztowne, choć czasem, gdy gracz sam się ubezpiecza, całkiem pokaźne. Jednak już ubezpieczenie kontraktu to kupa kasy. Kontrakt może być wysoki, bo są podobno tacy co biorą rocznie ponad milionik (inni czasem o wiele, wiele mniej, bo rozpiętość w płacach w różnych zespołach spora), a tu trzeba płacić 10 procent ubezpieczenia. W wypadku pewnego gracza to bodaj 120 tysięcy.
Chodzi oczywiście przede wszystkim o zawodników(czki) kadry. Przytrafi się bowiem w reprezentacji groźna kontuzja i korzyści z kontraktu z klubem w niebezpieczeństwie. Prezes Przedpełski mówił niedawno – ubezpieczajcie kontrakty sami, gracze są przeciwnego zdania. Nie będę się dalej bawił w te niuanse, bo gdy w nie wchodziłem, dostawałem zawrotu głowy. Nie mam zaś, emeryt, służbowego telefonu, po prostu środków i sił faceta, najczęściej uwiązanego domu, do szerokiego prowadzenia takiej sprawy, ale polecam to gorąco młodszym, sportowym dziennikarzom śledczym. Bo ważny problem istnieje. Moim zdaniem zawodnicza brać jest w kwestii tych różnych ubezpieczeń często pokrzywdzona; te strony, które mogły by płacić zwalają na innych. Może skrzyknąć się razem, załatwić takie ubezpieczenie z udziałem wkładów kilku stron, zorganizować taki okrągły stół. Bo poszkodowanych przybywa a panowie z FIVB zmieniając przepisy dopuszczają do znacznie bardziej sprzyjającej kontuzjom sytuacji (kontakty bliskiego stopnia przy siatce). Nawiasem mówiąc, to owi właśnie „wynalazcy” powinni pokrywać ubezpieczenia. To im dedykuję problem, wiedząc, że bez powodzenia, bo to teraz taki jakiś czas, że w pogoni za „uatrakcyjnieniem” gry, wszystkie chwyty dozwolone. Niech się krew leje, byle było wesoło. Jak na rzymskiej arenie.
Z innej beczki odnotowuję naprawdę godny pochwały pomysł powołania u nas Akademii Siatkówki. Grono fachowców. Wyborów do władz i rad nie będę komentował bom do oceny takiego wysokiego gremium ja maluczki nie powołany, choć swoje zdanie mam, lecz zachowuję je dla siebie. Ambitne cele „zwiększenia efektywności systemu szkolenia zawodniczek i zawodników oraz dokonania zmian w zakresie kształcenia i doskonalenia zawodowego instruktorów, trenerów, nauczycieli”. Wyjście „naprzeciw współczesnym wymogom nauczania nowoczesnej siatkówki” itd. itd. Program szeroki, cel – umocnienie i wzmocnienie silnej przecież (jakże owocny 2009 rok) pozycji polskiej siatkówki. Przyklasnąć. Ale to na razie zamierzenia, słowa. Poczekajmy na konkretne efekty. Powodzenia.
Janusz Nowożeniuk
PS. Cieszy gdy nas doceniają (zasłużenie). W szóstce roku 2009 siatkarzy, wybranej przez znany francuski dziennik „L’Equipe” dwóch Polaków- środkowy Daniel Pliński (w parze z Serbem Novicą Bjelicą) oraz przyjmujący Bartosz Kurek (Bułgar Matej Kazijski). Pozostali:rozgrywający - Serb Nikola Grbic, atakujący i libero –Brazylijczycy Leonardo Visotto i Sergio Santos Dutra.