Faworyci z USA
Najlepsze siatkarki świata zakończyły batalię o medale w World Grand Prix, która nie przyniosła wielkich niespodzianek. Złoty medal przypadł uznawanym za faworytki igrzysk Amerykankom, srebrny Brazylii, brąz zdobyła Turcja. Z tym ostatnim zespołem przegraliśmy walkę o olimpijski awans. Turczynki potwierdziły, że stały się znakomitym zespołem i mogą też walczyć o olimpijski medal.
Sukces drużyny USA nie podlegał dyskusji. W zasadzie o losach złotego medalu przesądził pierwszy mecz w finałowym turnieju podopiecznych Hugha McCutcheona z Brazylią, wygrany przez Amerykanki w pięciu setach. Zespół USA nie przegrał w tych rozgrywkach ani jednego meczu. Wygrał najpierw dziewięć spotkań eliminacyjnych, a następnie pięć w turnieju finałowym. To rzadki wyczyn, jasno określający faworyta igrzysk w Londynie. Amerykanki wygrały Grand Prix po raz piąty w swej historii, po raz trzeci z kolei. W USA wszystko ma jednak drugorzędną wartość. Oni od lat podporządkowują wszystko igrzyskom i chcą wreszcie dopiąć swego i w Londynie osiągnąć to na co od lat czekają.
Męska reprezentacja USA wygrywała igrzyska już trzykrotnie (1984, 1988, 2008). Ten ostatni triumf był wielkim sukcesem Hugha McCutcheona, który wówczas prowadził męski amerykański zespół. Po Pekinie federacja siatkówki USA zaproponowała mu prowadzenie amerykańskich siatkarek, licząc, że ten doskonały i skuteczny trener osiągnie to czego nie udało się jego wielkim poprzednikom. Kobieca reprezentacja USA nigdy bowiem igrzysk nie wygrała.
W 1984 r. w Los Angeles Amerykanki były faworytkami, a trenował je wówczas słynny Arie Selinger. W eliminacjach łatwo rozbiły mistrzynie świata Chiny, ale w finałowym meczu nie wytrzymały presji i Chinkom udał się rewanż. Po raz drugi do olimpijskiego finału awansowały dopiero przed czterema laty w Pekinie. Wówczas jednak uległy Brazylii. Teraz jednak ich notowania stoją znacznie wyżej.
W Pekinie drużynę USA prowadziły kobiety: Chinka Lang Ping i Susan Woodstra. Co ciekawe w 1984 r. w olimpijskim finale grały przeciwko sobie. W tym finale w 1984 r. wielką karierę zaczynała także Paula Weishoff, która olimpijski medal (brązowy) zdobyła także w Barcelonie w 1992 r. Teraz Weishoff jest asystentką McCutcheona i zastąpiła na tym stanowisku Karcha Kiraly’ego – najlepszego siatkarza w historii tej dyscypliny.
McCutcheon chce powtórzyć wyczyn trenera Brazylijek Jose Guimaraesa, który olimpijskie złoto zdobywał zarówno z męską jak żeńską drużyną Brazylii. Po tym co pokazuje w ostatnich latach jego drużyna jest to jak najbardziej prawdopodobne.
Zawiodły w tym finale Grand Prix Chinki, w których też wielu widzi olimpijskie medalistki. Słabiej w całym cyklu grały też Włoszki – triumfatorki Pucharu Świata. W kontekście igrzysk nie można zapominać o reprezentacji Rosji, która w Grand Prix nie grała. Kandydatów do popsucia szyków drużynie USA jest jednak sporo, więc olimpijski turniej będzie bardzo ciekawy. Polska skończyła Grand Prix po eliminacjach na ósmym miejscu. Nie jest to wynik jaki oczekiwaliśmy. Nie będzie nas też w Londynie. W sumie rok 2012 r. w historii polskiej siatkówki kobiecej nie zapisze się więc niczym szczególnym.
Wyłoniono już także wszystkich finalistów Ligi Światowej. Tu też zwraca uwagę coraz lepsza gra Amerykanów. Obrońcy olimpijskiego złota nie są wymieniani w gronie największych faworytów, ale gdy igrzyska coraz bliżej, oni grają coraz lepiej. I kto wie czy po raz kolejny nie zadziwią siatkarskiego świata. Amerykanie zagrają w finale w grupie z gospodarzami Bułgarią i Niemcami, możemy więc na nich trafić dopiero w półfinale. Nasza kadra będzie grać z Brazylią i Kubą czyli… z aktualnym mistrzem i wicemistrzem świata. Jak się jednak wydaje to tamte drużyny powinny się nas obawiać. Z Brazylią wygraliśmy przecież trzy z czterech spotkań i na kolejne starcie czekamy ze spokojem. Ligę Światową kilka reprezentacji w olimpijskim roku potraktowało ulgowo, ale to nie nasze zmartwienia. Amerykanie cztery lata temu przed wygraniem igrzysk wygrali właśnie finał Ligi Światowej. Warto z nich więc brać przykład.
Krzysztof Mecner