E.Leclerc Radomka, czyli wybudzenie z długiego snu
Kibice odliczają już tygodnie do rozpoczęcia sezonu Ligi Siatkówki Kobiet. Tymczasem w Radomiu zastanawiają się, jak miejscowy klub wpłynie na urozmaicenie rozgrywek w najwyższej klasie. Bo sam zespół, a w jeszcze większej mierze miejsce, w jakim funkcjonuje, gwarantuje wyjątkową atmosferę.
Rok 1993. Radom jest miastem, w którym mieszka około 230 tysięcy ludzi, ale coraz więcej z nich nie ma pracy. Podupadają zakłady produkcji broni „Łucznik”, ku upadkowi chyli się największa firma garbarska w Europie – „Radoskór” (kilka lat później nie będzie już istniała). Główna ulica miasta, popularnie zwana „Żeromą”, upstrzona jest różnokolorowymi neonami, bez ładu i składu. Przestępczy półświatek króluje, a zastraszanie, wciąganie w przyuliczne bramy i okradanie ludzi jest na porządku dziennym. Dochodzi nawet do tak kuriozalnej sytuacji, że przez okna na parterze liceum ogólnokształcącego, tuż przy komendzie policji, wpadają chuligani i zastraszają młodzież i nauczycieli! Pojawiają sięą pierwsze sklepy ze sportową odzieżą i markowymi jeansami. Miejscowe osiedla – Gołębiów, Ustronie, czy Michałów straszą betonowymi blokowiskami, bez pomysłu na ciekawsze zagospodarowanie przestrzeni i zaangażowanie mieszkańców.
Radomiak awansuje z III do II ligi, a Broń w tej III lidze pozostaje (kibice żałują, że w kolejnym sezonie nie obejrzą meczu derbowego...). Ale w Radomiu – oprócz piłki nożnej – ważne miejsce na sportowej mapie zajmuje też żeński tenis stołowy i oczywiście siatkówka. Ma się rozumieć – ta męska. Czarni wzbudzają respekt u wszystkich rywali z ówczesnej Serii A, m.in. Yawalu Częstochowa, Kazimierza Płomienia Sosnowiec, czy Stali Nysa. Rok później zdobędą brązowy medal, a w ich składzie będzie - kończący karierę - Jacek Skrok. Ten sam, który niedawno odbudował markę E.Leclerc Radomki.
Legendarna hala przy ul. Narutowicza była w tamtych latach miejscem rozgrywania niesamowitych meczów, w których gospodarze niemal zawsze mieli atut nie tyle własnego boiska, co własnego... sufitu. Byli przyzwyczajeni do tego, że panele zawieszone są dość nisko i uczyli się „gasić” piłkę przy przyjęciu zagrywki. Inni mieli z tym spore problemy. Dziś różnica jest zniwelowana, bo choć hala ta sama, to jednak nieco zmodernizowana (podłoga obniżona o 1,5 metra).
Po 25 latach Radom jest innym miastem. Owszem, duża cześć młodych mieszkańców wyjechała za pracą do Warszawy, ale „Łucznik” dostał nowe życie, a jak grzyby po deszczu wyrosły gigantyczne centra handlowe. Jedno z nich tuż przy teatrze im. Jana Kochanowskiego (znanego m.in. ze słynnego Festiwalu Gombrowiczowskiego). Ten, kto chce się przespacerować ulicą Żeromskiego (czy którymkolwiek z miejskich parków) nie musi się obawiać chuliganów. Blokowiska zyskały zielone płuca w postaci sporych skupisk drzew, restauracje kuszą wykwintnym menu, a młodzież jest coraz bardziej kreatywna. Kiedy przejeżdżam od czasu do czasu przez tak bliskie mi miasto (spędziłem tam 4 lata i zawsze wracam z sentymentem), mimo wszystko czuję coś na kształt dumy. I żałuję (paradoksalnie), że już wkrótce większość osób przemieszczających się autem na trasie Warszawa-Kraków ominie Radom za sprawą obwodnicy. Nie będą mieli okazji poczuć wyjątkowej atmosfery.
Tym bardziej zachęcam do tego, by wybrać się do Radomia specjalnie na mecz E.Leclerc Radomki. Wspomniany wyżej Jacek Skrok poprowadzi ten zespół w Lidze Siatkówki Kobiet. Już w poprzednich rozgrywkach radomianki sprawiły największą sensację, pokonując w eliminacjach Pucharu Polski Chemika Police. Później w turnieju finałowym też powalczyły z późniejszym triumfatorem tych rozgrywek, Grot Budowlanymi Łódź. Nawet takie pojedyncze mecze budują atmosferę, a ta w Radomiu jest wspaniała. Nic w tym dziwnego. Potężny sponsor i przychylna postawa władz miasta spowodowały, że działacze klubu skorzystali z okazji, zastępując w Lidze Siatkówki Kobiet Muszyniankę. O zespole z Nowosądecczyzny pisałem na tych łamach już kilka tygodni temu i wciąż jestem zdania, że szkoda drużyny z takimi tradycjami. Ale takie są realia. Jedni odchodzą, na ich miejsce pojawiają się inni.
Oczywiście Radomka nie jest żadnym nowym tworem na siatkarskiej mapie, choć niedawno została reaktywowana po latach uśpienia. Kiedyś występowała w najwyższej klasie rozgrywkowej, jednak nie udźwignęła ciężaru przemian organizacyjnych i ekonomicznych w naszym kraju po roku 1989. Teraz wraca do gry, a skład – może nie gwarantuje, ale – daje nadzieję na utrzymanie w LSK. Jedna z najbardziej utalentowanych polskich rozgrywających młodego pokolenia, Alicja Grabka, swego czasu najwszechstronniejsza polska kadetka i juniorka, Natalia Nuszel (dziś Skrzypkowska), czy powoływana do reprezentacji Polski przez Marco Bonittę Joanna Frąckowiak (dziś Kapturska) – zawodniczka z doświadczeniem w lidze włoskiej. No i przede wszystkim trener Skrok. Pamiętam go doskonale z sezonu 1999-2000, kiedy prowadził Skrę Warszawa (trafił do niej właśnie z Radomki). Później trenował Nike Węgrów i uczestniczył w ciekawych ( i kontrowersyjnym) projekcie z Danterem Poznań. Jakieś 2-3 lata temu byłem w Krakowie na meczu I-ligowych Elitesek, na których ławce trenerskiej siedział (a raczej – swoim zwyczajem – chodził wzdłuż niej) Jacek Skrok. To człowiek, który podejmuje się różnych siatkarskich wyzwań, przeważnie trudnych i dobrze wie, jak funkcjonować w niełatwej dla żeńskiej siatkówki polskiej rzeczywistości. Dlatego do takiego projektu jak E.Leclerc Radomka wydaje się być osobą idealną. Czy tak rzeczywiście będzie? Przekonamy się za kilka miesięcy, kiedy radomianki wpadną w wir ligowych rozgrywek. A za rok, dwa – kto wie – może Radom będzie się kojarzył nie tylko z „Łucznikiem”, Gombrowiczem, filozofem Leszkiem Kołakowskim i pochodzącym stąd genialnym malarzem, Jackiem Malczewskim. Siatkówka – zarówno w wydaniu męskim jak i damskim – ma szansę stać się wizytówką miasta, które po reformie administracyjnej straciło co prawda status wojewódzkiego, ale z pewnością nie straciło ambicji…