Drugi finał
Polskie siatkarki w niezłym stylu awansowały do turnieju finałowego World Grand Prix. W ogólnej klasyfikacji fazy Interkontynentalnej zajęły bardzo wysokie trzecie miejsce za olimpijskimi finalistami Brazylią i USA. Bilans występów też mają najlepszy w historii. Z dziewięciu spotkań eliminacyjnych wygrały aż siedem, ponosząc jedynie dwie porażki z Japonią i Brazylią. To wszystko sprawia, że na mecze Polek w finałowym turnieju w chińskim Ningbo czekamy z dużymi nadziejami.
Polki w finałowej rozgrywce znalazły się dopiero drugi raz. Poprzednio ta sztuka udała się nam w 2007 r. gdy za sterami drużyny narodowej stał Włoch Marco Bonitta. Wówczas ten awans był nawet zaskoczeniem, bo Polska w pierwszym turnieju w Rzeszowie przegrała wszystkie trzy spotkania i wszyscy już w zasadzie pożegnali się z nadziejami. Tymczasem potem Bonitta poprowadził drużynę do sześciu kolejnych zwycięstw co dało wymarzony awans. Ale z kolei parę dni później znów było dużo gorzej. W finałowym turnieju Polska wygrała tylko jeden ostatni mecz z Włochami, który nota bene niewiele dał gdyż i tak zakończyliśmy ówczesną edycję Grand Prix na ostatnim szóstym miejscu w finałach.
Teraz Jerzy Matlak poprawił już osiągnięcie Włocha z 2007 r. a ma szansę powalczyć w finale o coś więcej. Faktem jest że w tegorocznej edycji Grand Prix brak paru drużyn światowej elity (Kuba, Rosja, Serbia), a też dobór rywali w tej pierwszej fazie był wyjątkowo szczęśliwy. Chwała jednak siatkarkom za to, że potrafiły ten sprzyjający splot okoliczności wykorzystać. Nie wygrywaliśmy zresztą z samymi outsiderami. Wygrana nad drużyną USA (od turnieju w Gdyni Amerykanki nie przegrały już spotkania!) i dwukrotne pokonanie silnej drużyny Niemiec ma swoją wartość. Na Japonię i Brazylię umiejętności nie starczyło, ale pokonanie tej pierwszej z wymienionych ekip na pewno leży w możliwościach naszej kadry.
Pierwszym rywalem Polek w turnieju finałowym będzie prowadzona przez słynny duet McCutcheon-Kiraly reprezentacja USA. Pokonaliśmy ją po dramatycznym meczu w Gdyni, ale od tamtej pory rywal się wzmocnił (doszła najlepsza siatkarka igrzysk w Pekinie Logan Tom) i wyraźnie poprawił poziom swej gry. To spotkanie może być kluczowe dla końcowej lokaty naszej drużyny w tym finale. Bo potem czeka nas starcie z Brazylią, Chinami, Japonią i Włochami. Słabych w tym towarzystwie nie ma. By wygrać choć jedno spotkanie w finale trzeba grać na najwyższych obrotach i popełniać bardzo mało własnych błędów. Sam awans do finałowej rozgrywki już jest sukcesem, a możliwość gry z tak silnymi rywalami w meczach o stawkę w kontekście mistrzostw świata – bezcenne. Hurraoptymiści liczą na zdobycie medalu, realiści na dobrą grę i jakieś drobniejsze sukcesy. W sporcie wszystko jest jednak możliwe. W tym pierwszym w historii naszej kadry występie w finale w 2007 r. wszystkie mecze sensacyjnie wygrała Holandia, która teraz nawet nie zakwalifikowała się do gry w Ningbo, a przecież jeszcze rok temu ogrywała naszą kadrę zawsze i wszędzie.
Klucz do sukcesu w finale Grand Prix wszyscy widzą w postawie naszych atakujących. W tej pierwszej fazie na pozycji grającej po przekątnej z rozgrywającą trener Matlak próbował aż cztery siatkarki: Skowrońską, Kaczor, Zaroślińską a nawet Szczurek. Ciekawe na którą z nich postawi w finale, bo jasnej odpowiedzi która powinna grać w finale po eliminacjach nie mamy. Z pozostałymi pozycjami jest lepiej, tu nasz szkoleniowiec specjalnych zmartwień nie ma.
Sam turniej finałowy też zapowiada się frapująco. Znów faworytem są Brazylijki, ale wszystkie pozostałe ekipy też mają wielkie aspiracje. Światowa czołówka kobiecej siatkówki jest szersza niż w męskiej konkurencji gdzie poza Brazylią, USA i Kubą liczą się jedynie drużyny europejskie. Tu rozkład sił w finale jest równy. Dwie drużyny z Azji, dwie z Ameryki i dwie z Europy. Ten turniej da też nam odpowiedź kto będzie miał najwięcej do powiedzenia w zbliżających się szybkimi krokami mistrzostwach świata. Trzymamy kciuki za polskie siatkarki.
Krzysztof Mecner