Czapki z głów
20. marzec 2011 roku zostanie w historii polskiego sportu zapisany w kronikach jako pożegnanie Adama Małysza, wielkiego skoczka narciarskiego uwielbiającego zresztą siatkówkę. Ten dzień zapewne zapamięta także Małgorzata Glinka-Mogentale, bodaj najlepsza siatkarka w naszej historii. Glinka zdobyła najcenniejsze klubowe trofeum w Europie wygrywając ze swym tureckim klubem Gunes/Vakifbank Ligę Mistrzów. Na szczęście Glinka w przeciwieństwie do Małysza nie kończy jeszcze kariery i liczymy na nią dalej, na to, że pomoże naszej reprezentacji w walce o kolejne Igrzyska Olimpijskie.
Kariera Glinki podobnie jak Małysza była błyskotliwa, ale jej początki były trudne. Obwołano ją objawieniem polskiej siatkówki, gdy jako 17-latka debiutowała w rozgrywkach ligowych. Aż trudno w to uwierzyć, ale swój pierwszy mecz w reprezentacji narodowej rozegrała w 1996 r. a więc równo 15 lat temu.
Pamiętam jakie toczyły się spory związane z jej przejściem z macierzystej Skry Warszawa do Dick Black Andrychów. Jeden z działaczy z Andrychowa, po tym jak udało im się zatwierdzić ją do gry, powiedział wtedy do mnie – „Kto ma Glinkę, ten wygrywa!” Choć początkowo wcale tak różowo nie było. Glinka z Dick Black przegrała dwa finały play off o mistrzostwo Polski, a po rozpadnięciu się tego klubu przegrała także finał w barwach kaliskiego Augusto z Naftą Piłą. Wiele lat nie mogła także odnieść sukcesu z narodową reprezentacją. Do momentu gdy kadrę przejął Andrzej Niemczyk. Chyba każdy siatkarski kibic pamięta ten dramatyczny półfinał mistrzostw Europy w 2003 r., gdy przegrywaliśmy z Niemcami 1-2 i wysoko w kolejnym secie, gdy Glinka wzięła sprawy w swoje ręce i przechyliła szalę wygranej na naszą stronę. Potem była nagroda dla najskuteczniejszej siatkarki Pucharu Świata, drugie mistrzostwo Europy, nagrody na największych siatkarskich imprezach i cała masa innych sukcesów. Jesienią Glinka niespodziewanie wróciła do kadry na mistrzostwa świata i znów grała fantastycznie. Teraz zdobyła kolejne trofeum, którego w dorobku jeszcze nie miała, a wywalczenie złota Ligi Mistrzów „podparła” nagrodą dla MVP turnieju. Tylko jeden komentarz ciśnie się w tej sytuacji na usta: „Czapki z głów”, tak jak w wypadku Adama Małysza.
W tych ostatnich dniach siatkarki dostarczały nam zresztą różnych emocji. Nie mieliśmy swej drużyny w turnieju finałowym Ligi Mistrzów, ale oprócz Glinki mieliśmy tam także drugą przedstawicielkę Katarzynę Skowrońską. Mecz półfinałowy Vakifbank – Fenerbahce był z pewnością przedwczesnym finałem, a zwycięstwo zespołu Glinki nad klubowym mistrzem świata okazało się małą niespodzianką. Tureckie kluby dokonały przed sezonem całą masę spektakularnych zakupów i jak widać się im to opłaciło, bo w tej chwili to najsilniejsza liga kobieca Europy. Wyniki Ligi Mistrzów świadczą o tym dobitnie.
Można natomiast żałować, że w finale drugiego pod względem rangi europejskiego pucharu, czyli Pucharu CEV, zabraknie polskiej drużyny. Pech Tauronu Dąbrowa Górnicza polegał na tym, że ten złoty set drużyna musiała rozgrywać na parkiecie rywala. W Dąbrowie podopieczne Waldemara Kawki rozgromiły Dynamo Krasnodar, ale w Rosji szczęście nie dopisało. Tauron przegrał zarówno normalny tie-break jak i złotego seta, i choć w dwumeczu był wyraźnie lepszy w wielkim finale nie zagra. Szkoda, bo szansa była ogromna, ale i tak za ten pucharowy występ siatkarkom z Dąbrowy Górniczej należą się wielkie brawa.
Emocji nie brakowało także w naszej rodzimej lidze, gdzie doszło do dramatycznego meczu na szczycie między Muszynianką i Atomem Treflem. Jak można przypuszczać ten mecz decydował kto zagra w play off z pierwszego miejsca, co ma wielkie znaczenie, by przypomnieć tylko ubiegłoroczny finał play off. Muszynianka wygrała i pewnie już tej wielkiej szansy nie zmarnuje, ale dramaturgia spotkania i wielkie emocje zwiastują, że jeszcze ciekawiej może być zarówno w finale Pucharu Polski jak i decydujących meczach play off o mistrzostwo kraju. Co cieszy, to fakt, że ta liga jest znacznie ciekawsza niż w poprzednim sezonie i stoi na dużo wyższym poziomie. I oby tak dalej. Polskie siatkarki mogą w tym roku sprawić naszym kibicom jeszcze wiele przyjemnych niespodzianek.
Krzysztof Mecner