Bielska tradycja
Pracować w roli trenera w BKS Aluprof Bielsko-Biała nie jest sprawą prostą. Przekonał się o tym właśnie Grzegorz Wagner, powszechnie uznawany za najzdolniejszego trenera młodego pokolenia, który rozpatrywany jest od kilku lat jako kandydat na trenera męskiej reprezentacji Polski. Grzegorz przed sezonem podjął nowe wyzwania próbując sił w siatkówce kobiecej. Nie dotrwał nawet do końca fazy zasadniczej, co staje się powoli w Bielsku-Białej „nową świecką tradycją”.
W Bielsku trener zwykle nie ma zbyt wiele czasu by pokazać swoje umiejętności. Nawet zdobycie mistrzostwa Polski to też nie jest argument dla włodarzy klubu. Tak jest zresztą od lat, choć teraz wszyscy powołują się na przykład Igora Prielożnego, który w poprzednim sezonie został zdymisjonowany, mimo że jego zespół prowadził w ekstraklasie. Przegrał jednak kilka spotkań i to wystarczyło by dostać „wilczy bilet”.
Jeszcze w czasach, gdy BKS zaczynał odgrywać w polskiej siatkówce jedną z głównych ról, było podobnie. W latach 1988-1991 BKS był cztery razy z rzędu mistrzem Polski, a każdy tytuł zdobywał... inny trener (Bućko, Mańdok, dyrektor Bednaruk, Kopecki). Potem też ta trenerska karuzela trwała. Kopecki zdobył złoto i srebro, ale trzeciego sezonu nie dokończył. Dwóch sezonów nie utrzymał się obecny trener reprezentacji Jerzy Matlak. Trochę dłużej popracował Roman Murdza (ale zdobył tytuł w 1996 r.), potem znów trenerów zmieniano bardzo często, a pracowali tu przecież Krzysztof Leszczyński, Zbigniew Krzyżanowski, Jacek Skrok. Często sezony kończyła ikona klubu – kierowniczka drużyny Elżbieta Ostojska. Teraz podobną do niej rolę zaczyna pełnić... Mariusz Wiktorowicz.
Wagner wydawał się mieć mocną pozycję, choćby z tego powodu, że jest bielszczaninem. Podobny jednak atut miał parę lat temu Wiktor Krebok, którego po pierwszym sezonie zdymisjonowano, po czym ogłoszono konkurs, który były trener olimpijskiej kadry z Atlanty, wygrał i pracował dalej. Nadzieje wielkie wiązano też z Igorem Prielożnym. W pierwszym roku jego pracy klub grał rewelacyjnie, praktycznie nie przegrywając meczu i zdobywając Puchar Polski. Jednak po dramatycznych meczach przegrał play off o mistrzostwo z Muszynianką. W kolejnym sezonie Prielożny szybko odszedł, a drużynę przejął Wiktorowicz. Młodemu trenerowi początkowo też nie szło. Przegrał Ligę Mistrzów, przegrał Puchar Polski, ale na finiszu rozgrywek jego zespół złapał wielką formę i wywalczył mistrzostwo kraju.
Tytuł jednak nie był wystarczającą rekomendacją. Nowym szkoleniowcem został Grzegorz Wagner, a Wiktorowicz jego asystentem. Teraz historia sprzed roku się powtarza. Wiktorowicz znów w środku rozgrywek przejmuje zespół, a działacze liczą, że powtórzy swój wyczyn sprzed roku. Jak się wydaje będzie to jednak dużo trudniejsze, bo i konkurencja jest tym razem znacznie silniejsza niż sezon temu, a nie tylko Muszynianka jest godnym rywalem bielszczanek.
Można się spierać czy taktyka działaczy BKS polegająca na tak częstym żonglowaniu szkoleniowcami jest słuszna czy nie. Jak mówili w wywiadach, o Wagnerze mają jak najlepsze zdanie, chwalą jego warsztat, ale są zawiedzeni wynikami, chociaż wszystko co najważniejsze w polskiej siatkówce kobiecej dopiero przed drużyną.
Dla Wagnera, który do tej pory odnosił sporo sukcesów z męskimi drużynami to też osobista porażka. Przyczyn jest wiele, ale brak najlepszej siatkarki Anny Werblińskiej czy zakupionej przed sezonem Anny Podolec (obie ciągle nie są gotowe do gry) w jakiś sposób musiał się odbić na poziomie gry zespołu.
Wiktorowicz staje przed trudnym zadaniem, ale też przed swoją kolejną osobistą wielką szansą. Tym razem można usłyszeć z ust władz BKS, że zamierzają mu dać szansę dłuższej pracy, a nie tylko w roli „strażaka” kończącego kolejny sezon. Zobaczymy co z tego wyniknie.
Niedawno stracił pracę w Łodzi przyjaciel Grześka Wagnera – Wiesław Popik, który też cieszy się fantastyczną opinią w środowisku. To tylko świadczy o tym jak ciężko czasem bywa w tym zawodzie, gdzie nie tylko osobiste umiejętności składają się na końcowy sukces. A trenera rozlicza się głównie z wyników, bo innej „miarki” nie ma. „Jesteś tak dobry jak twój ostatni mecz” – mawiają koszykarze NBA. Ta zasada sprawdziła się w przypadku Wagnera, który po porażce z Organiką złożył rezygnację.
Krzysztof Mecner